Zamiast zwracać uwagę na to, co powiedział premier w „drugim exposé", przyjrzałbym się temu, czego nie powiedział. Rozwodził się nad wielkimi inwestycjami w infrastrukturę, urlopami macierzyńskimi czy niemożnością ozusowania w najbliższym czasie umów cywilnoprawnych, a ledwie napomknął o konieczności ograniczenia przywilejów górników i rolników.
Tymczasem trudno sobie wyobrazić zaciskanie pasa w czasach spowolnienia gospodarczego czy sztandarowy i trudny społecznie projekt wydłużenia wieku emerytalnego do 67 lat, jeśli nie będzie temu towarzyszyło ograniczenie liczby świętych krów lub przynajmniej znaczące ograniczenie ich „świętości". Dotychczasowe zbyt opieszałe działania tylko pogarszają sprawę, bo uprzywilejowani widzą, że lobbowanie czy protesty skutkują. Upewnia ich w tym permanentna uległość i bojaźliwość polityków -przypomnijmy słynną i owocną wizytą górników z kilofami pod Sejmem w 2005 roku. Być może radykalne zmiany Donald Tusk przygotowuje, ale nie chce tego nagłaśniać, bo jak mawiają Rosjanie „tisze jediesz, dalsze budiesz". A może jest inaczej, milczy, bo nie ma się czym chwalić. Różne prace koncepcyjne trwają przecież od dawna, zewsząd słyszymy o nowych projektach, a niewiele z tego wynika.
Chwalebnym wyjątkiem jest tutaj wydłużenie czasu pracy służb mundurowych od 1 stycznia 2013, ale ani to zmiana radykalna (dotyczy tylko nowozatrudnionych), ani przy okazji nie zlikwidowano praktyki pompowania pensji tuż przed odejściem, by dać podwładnym wyższą emeryturę. Rządowe kunktatorstwo w dziedzinie ograniczania przywilejów trudno zrozumieć, gdyż obywatele inaczej przyjmują wszelkie „udręki", kiedy wiedzą, że nie ma wyjątków. A przywileje niezwykle ich denerwują. Stąd popularność działań Jarosława Gowina na polu deregulacji. W tych sprawach nie powinno chodzić nawet o miliardowe oszczędności państwa, możliwe zwłaszcza w dłuższej perspektywie, ale zwykłą przyzwoitość i sprawiedliwość.
Trudno sobie wyobrazić zaciskanie pasa w czasach kryzysu, jeśli nie będzie temu towarzyszyło ograniczenie liczby świętych krów
Jak odebrać deputaty
Najbardziej kłujące w oczy zawsze były przywileje górników i rolników. Premier zapowiedział, że w tym roku do Sejmu ma trafić projekt ustawy ograniczającej przesadne prawa tych pierwszych. Teraz górnik pracujący pod ziemią może przejść na emeryturę po 25 latach pracy, a każdy rok liczy mu się jakby pracował 1,8 roku. W myśl nowych zapisów takie uprawnienia przysługiwałyby tylko pracującym bezpośrednio przy wydobyciu. Tyle że według związkowców właściwie każdy spełnia te kryteria – czy to elektryk, czy operator taśmociągu. Podczas „drugiego exposé" premier powiedział, że „stanie się to bez pośpiechu, ze starannością". Nie widać tu jakoś determinacji. Raczej można obawiać się długich prac i kłótni, kogo wpisać na listę. Związkowców irytuje majstrowanie przy ich przywilejach, bo przecież „pracują najciężej", a odchodzą z kopalń jako wraki.