Gdy było już jasne, że papieżem został kardynał Jorge Mario Bergoglio, Argentyńczyk i jezuita, redakcja magazynu „Kontakt" przypomniała w Internecie publikowane na łamach swojego ostatniego wydania teksty poświęcone teologii wyzwolenia. Czasopismo dobrze jest znane osobom definiującym się jako zwolennicy solidarystycznego nurtu katolickiej nauki społecznej. Coraz częściej rozpoznawalne jest także wśród ludzi różnych nurtów lewicy.
Misza Tomaszewski, naczelny magazynu „Kontakt", z dystansem podchodzi do swojej „katolewicowej tożsamości". Dystans ten bierze się stąd, że bycie katolikiem i bycie człowiekiem lewicy to dwa różniące się między sobą porządki. Jak zaznacza: „Być może rację ma Tomasz Rowiński z »Christianitas«, gdy mówi, że lewicowość i prawicowość to konstrukty zbudowane na wątkach wybranych z tradycji chrześcijańskiej, jednostronne i w jakimś sensie ją zubożające. Jeśli mimo wszystko obstaję przy lewicy chrześcijańskiej, to dlatego, że społeczne wątki nauczania i duszpasterskiej praktyki naszego Kościoła zostały w chwili obecnej zepchnięte na margines, ustępując miejsca kształtowaniu duchowości indywidualnej, by nie powiedzieć: indywidualistycznej".
Katolewicowość nie wiąże się zatem z pragnieniem zbudowania raju na ziemi, lecz wynika z przeświadczenia, że zadaniem chrześcijanina jest troska o ubogich, która nie może zamykać się w paternalistycznej (lub nawet niepaternalistycznej) dobroczynności. Stąd wynika dążenie do zmiany struktur na choć trochę bardziej sprawiedliwe, gwarantujące ludziom godne życie, likwidujące społeczne i ekonomiczne ograniczenia ich rzeczywistej wolności.
Problem samoidentyfikacji
Czy wraz z pontyfikatem Franciszka, który deklaruje, że chce „Kościoła ubogiego i dla ubogich", czeka nas w Polsce wiosna chrześcijańskiej lewicy? Odpowiedź twierdząca byłaby dziś naiwnością. Nie tylko dlatego, że prawica ochoczo podkreśliła, iż papież jest przeciwnikiem teologii wyzwolenia. Taki skrót myślowy w odniesieniu do realiów Ameryki Południowej i sposobów istnienia Kościoła na tym kontynencie jest zrozumiały tylko w kontekście mnogości liberalnych klisz, wszczepionych w polskie głowy. Negatywne stereotypy zapożyczono w znacznej mierze od amerykańskich neokonserwatystów.
Jednak najistotniejszy problem, przed jakim stoją reprezentanci chrześcijańskiej myśli prospołecznej, dotyczy zarówno samoidentyfikacji współczesnej lewicy w Polsce, jak i nieobecności katolickiej nauki społecznej w polskiej debacie publicznej. Pośrednio odnosi się zatem do mocnego przesunięcia ciężaru dyskusji między lewicą a prawicą z obszaru społeczno-gospodarczego na kwestie obyczajowe. Wiąże się także z brakiem pogłębionego, systemowego myślenia prospołecznego wśród kościelnych elit. Mówiąc w pewnym skrócie: są dzieła miłosierdzia – nie ma preferencyjnej opcji na rzecz ubogich jako strukturalnej teorii i praktyki.