Uważam, że kopanie rowów między nami w środowisku dziennikarskim i klasyfikowanie swojej pracy dziennikarskiej poprzez nazywanie się nawzajem pisowcem, peowcem, lewakiem czy prawakiem uwłacza naszej inteligencji i naszym życiorysom, naszej pracy, nam wszystkim i jest skrajnie szkodliwe dla wymiany intelektualnej w Polsce” – powiedział „Rzeczpospolitej” Grzegorz Cydejko. Pełna zgoda. Tyle że cały wywiad prezesa warszawskiego oddziału SDP jest zaprzeczeniem tych słów.
Przenieść energię
Już samo stwierdzenie, że „układ partyjny wypromował Krzysztofa Skowrońskiego na prezesa SDP”, to standardowy przykład owego szkodliwego etykietowania. Uwłacza on nie tylko naszej inteligencji, ale przede wszystkim delegatom na zjazd SDP, którzy podejmowali decyzje o wyborze prezesa. Warto przypomnieć, że nie była to decyzja prosta. Pierwsza tura zjazdu zakończyła się patem, a kandydatura Skowrońskiego pojawiła się w ostatniej chwili jako kompromisowa i na pewno nie partyjna.
Przedstawianie prezesa SDP jako człowieka na usługach PiS kłóci się z elementarnym oglądem rzeczywistości. Stworzone przez niego spółdzielcze Radio Wnet to przecież przykład próby robienia mediów pod prąd zwyczajom obowiązującym w skrajnie upartyjnionym świecie. Zarówno pod względem spółdzielczej formuły, jak i programowej agendy to ewenement na naszym rynku.
Podczas gdy sędziowie Skowrońskiego na warszawskich salonach spalają się w politycznych kampaniach, dziennikarze Wnet szaleją z mikrofonem po Polsce. Ze swoim szefem na szpicy, który sam rozmawia z sołtysami, rolnikom pomaga sprzedawać ziemniaki, promuje powiatowych entuzjastów i wiejskie siłaczki.
Jest tam, gdzie właśnie zamknęli ostatnią pocztę, i tam, skąd kolej już więcej nie odjedzie. Robi swoje radio o ludziach i dla ludzi, właśnie na przekór receptom, co ponoć dziennikarze muszą robić, by przetrwać. On trwa i pociąga za sobą innych, głównie w małych ośrodkach, promując zakładanie spółdzielni.