Czy papież Franciszek jest katolikiem?

Z punktu widzenia „polskiej ortodoksji kościelnej” Franciszek przypomina księdza wichrzyciela, który podlizuje się mediom – publicysta podsumowuje pierwsze miesiące pontyfikatu papieża

Publikacja: 01.07.2013 20:28

Jarosław Makowski

Jarosław Makowski

Foto: Fotorzepa, AW Andrzej Wiktor

Czy papież Franciszek jest katolikiem? Takie pytanie na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne, jeśli nie bluźniercze. Ale coraz bardziej mam poczucie, że postawienie go na serio nie jest kwestią „czy”, lecz „kiedy” to nastąpi. A zatem kiedy w końcu jakiś nasz gorliwy obrońca wiary i Kościoła – mogą to być nieocenieni w takich sytuacjach Tomasz Terlikowski lub posłanka vel poseł Krystyna Pawłowicz – nie wytrzyma „ekscesów” nowego papieża, który naraża swoimi słowami i czynami na szwank dobre imię katolickiej tradycji, i takie pytanie rzuci. Dlaczego?

Z punktu widzenia „polskiej ortodoksji katolickiej” papież Franciszek przypomina księdza wichrzyciela, który za wszelką cenę chce się przypodobać mediom. Jest zdecydowanie nazbyt otwarty i nie dość mocno chyba kocha swój Kościół.

Ale, co ciekawe: choć Franciszek nie robi tego świadomie, to trudno oprzeć się wrażeniu, że staje po stronie sposobu przeżywania wiary i wizji Kościoła tych, którzy zawsze głosili potrzebę budowania „Kościoła otwartego i ubogiego”. Staje, jak kiedyś Hanna Malewska czy Jerzy Turowicz, ks. Jan Zieja czy prof. Stefan Swieżawski lub ks. Józef Tischner czy ks. Stanisław Musiał, po stronie społecznej Ewangelii Jezusa. Czy i wobec nich ze strony narodowej prawicy katolickiej nie padały pytania, czy aby na pewno są prawdziwymi księżmi, katolikami i Polakami?

Nagi zysk nie daje szczęścia

Cóż więc robi papież, że przyprawia „bogobojnych” katolików o szybsze drżenie serca? Po pierwsze, papież upomina się głośno i jednoznacznie o „Kościół ubogi i dla ubogich”. O to samo walczył Jerzy Turowicz, co sprawiało, że narodowa prawica katolicka mówiła o nim i jego środowisku „katolewica”. Turowicz, podobnie jak papież Franciszek, był „lewicowcem” nie dlatego, że wierzył w socjalizm, ale dlatego, że wierzył w Jezusa Chrystusa i jego Ewangelię.

Dlatego Turowicz pisał, gdy przyglądał się rewolucji kopernikańskiej, jaką w Kościele był II Sobór Watykański, który chciał zmienić tę kościelną obojętność na ubogich, że wysiłek solidarności z ubogimi ze strony Kościoła nie był dotąd dostateczny: „Obudzona wrażliwość manifestuje się nie tylko w akcji pośredniej czy bezpośredniej Kościoła na rzecz tych wydziedziczonych, ale także i w całym nurcie tak silnie ujawnionym na soborze tzw. Kościoła ubogich, nurcie, który przypominając wzór życia Jezusa w Nazarecie i nawiązując do tradycji pierwotnego chrześcijaństwa czy też tradycji franciszkańskich, pragnie, by Kościół – rezygnując z prawdziwych czy pozornych bogactw, z oznak władzy, z oznak solidarności ze światem możnych i bogatych, z elementów triumfalizmu – upodobnił się i zidentyfikował ze światem maluczkich, głodnych i łaknących, ze światem nędzy i ubóstwa”.

Bynajmniej nie jest to polityzacja Kościoła, ale – jak Turowicz powiedziałby za Jürgenem Moltmannem – chrystianizacja kościelnej polityki.

Papież Franciszek dziś idzie jeszcze dalej i mówi, że droga do ograniczenia ubóstwa – które nawet na Zachodzie staje się dziś plagą szczególnie wśród młodych i jest grzechem wołającym o pomstę do nieba – prowadzi przez praktykowanie „solidarności społecznej”. Tej solidarności, którą Tischner definiował jako potrzebę, by jeden drugiego brzemiona nosił.

By jeden był z drugim, a nie jeden przeciw drugiemu. I dlatego w świecie, gdzie konkurencja zastąpiła braterstwo, Franciszek podkreśla, że solidarności społecznej trzeba „przywrócić należyte społeczne uznanie” w systemach ekonomicznych i społecznych.
Inaczej świat staje się nieludzki, gdyż nasze życie zostaje sprowadzone do jego całkowitej ekonomizacji. Świat, w którym najwyższą wartością staje się nagi zysk, nie jest światem, w którym można wieść szczęśliwe życie. Świat dzikiego kapitalizmu, w którym tresowani jesteśmy do brania udziału w wyścigu szczurów, a nie solidarności, jest pozbawiony współczucia. Żyjemy więc w świecie, który choć tworzą ludzie, pozostaje coraz mniej ludzkim.

O tym przewartościowaniu wartości, w którym słowo „człowiek” już pod żadnym względem nie brzmi dumnie, przypomina papież. Mówi: „Gdy banki upadają, jest tragedia. Gdy człowiek umiera, nikt się nie przejmuje”! Oto motto, którym moglibyśmy opatrzyć świat, jaki w pocie czoła zbudowaliśmy i utrwalamy.

Czy inny świat jest możliwy? Nie, jeśli jego naprawę sprowadzimy tylko do wymiany elit politycznych. Nie, jeśli jego budowę ograniczymy do kontroli globalnego kapitału, który zerwał się z łańcucha. Nie, jeśli nasze działania sprowadzimy do ukrócenia chciwości rekinów z Wall Street.

Inny świat jest możliwy, jeśli za tragedię uznamy niewinny płacz dziecka, a nie to, że upadł jakiś bank. A to oznacza, że osią naszych międzyludzkich relacji uczynimy solidarność, odpowiedzialność i braterstwo!

Służba przez krytykę

Franciszek dobitnie pokazuje, że największym wrogiem Kościoła jest dziś sam Kościół, a dokładniej ludzie, którzy w imieniu Wspólnoty głoszą Dobrą Nowinę. W kazaniu podczas mszy w watykańskim Domu św. Marty papież mówił ostatnio o potrzebie otwierania drzwi Kościoła i napiętnował przykład odmowy ochrzczenia dziecka niezamężnej młodej matki. „Wiele razy jesteśmy kontrolerami wiary zamiast tymi, którzy ułatwiają ludziom dostęp do niej”.

Zwracając się do obecnych na mszy księży, Franciszek dodał: „[p]omyślcie o dziewczynie matce, która idzie do parafii i mówi osobie na plebanii, że chce ochrzcić swoje dziecko. A ten chrześcijanin czy chrześcijanka mówi jej: »Nie, nie możesz, bo nie jesteś zamężna«. I co znajduje ta dziewczyna, która miała odwagę donosić ciążę? Zamknięte drzwi!”.

Czyż te mocne słowa papieża wobec księży i samego Kościoła nie są przejawem ataku na niego? Czy papież nie jest tu „pożytecznym idiotą”, który leje wodę na młyn wrogów Kościoła i wiary? Otóż Franciszek zdaje się wyznawać zasadę, która zawsze była przedmiotem ironii rodzimych biskupów: „jeśli Kościół kochasz, krytykujesz!”.

Dokładnie tę zasadę praktykował w swoim życiu Jerzy Turowicz, który był świadomym i oddanym synem swego Kościoła. Dlatego za dobrą monetę nie brał startej jak zdarta płyta frazy, którą wciąż próbuje się szantażować w Kościele krytycznych katolików. A fraza ta brzmi: „Kościół jest matką. A matki się nie krytykuje”.

Jeśli widzisz zło, także w Kościele, mówi dziś Franciszek, i nie reagujesz, stajesz się tego zła współsprawcą. Dlatego, dodaje z kolei Turowicz, „krytyka tego, co jest złe w Kościele, nie jest atakiem na Kościół. Jest służbą Kościołowi, jej celem jest ukazanie, że misją Kościoła jest niesienie światu Ewangelii”. Mam poczucie graniczące z pewnością, że papież Franciszek podpisałby się pod słowami krakowskiego Redaktora bez wahania w odróżnieniu od przygniatającej większości rodzimych hierarchów.

„Prawda”, która wyklucza

Papież zdaje się też mieć świadomość, że katolicyzm jest zbyt poważną sprawą, by pozostawić go w rękach garstki „religijnych fundamentalistów”, którzy myślą, że jak głośniej krzykną, że jak rozedrą szaty w świetle kamer jako „obrońcy życia”, to mają prawo reprezentować cały Kościół.

Oddanie pola „agresywnym rzecznikom Ewangelii” prowadzi do tego, że Kościół przypomina wspólnotę, która jest zamknięta, nieskora do dialogu, przekonana o swej wyjątkowości i posiadaniu prawdy, pisanej zawsze – rzecz jasna – przez duże „P”. Dodajmy: „Prawdy”, która wyklucza, jeśli nie skazuje wszystkich, którzy się w niej nie mieszczą, na potępienie.

Tymczasem i prawda, i dobro, nie są tylko przywilejem katolików. To rzecz oczywista jak to, że zimą pada śnieg, ale w polskich warunkach wciąż podważana. Posłuchajmy więc papieża, co ma do powiedzenia rodzimym katolikom integrystom, którzy dzień w dzień zajmują się głoszeniem sloganów, że tylko oni są posiadaczami „Prawdy”.

Franciszek przywołuje fragment Ewangelii opisujący, jak to niektórzy uczniowie Jezusa byli zdania, iż ktoś spoza ich grupy nie może czynić dobra. Mówili: „jeśli nie jest jednym z nas, nie może czynić dobra”. Komentarz papieża: to przejaw nietolerancji!

To prawda, nietolerancja i zamknięcie nie są cnotami chrześcijańskimi. Są nimi ciekawość, otwartość i dialog. Dialog – jeśli jest Twoim żywiołem, przekonywał i Jerzy Turowicz, i ks. Tischner – odrzuca wszelką ksenofobię czy szowinizm. Dialog szanuje prawa mniejszości, ludzi inaczej myślących, wyznawców innych religii czy innych światopoglądów, w tym także ludzi niewierzących. Bez dialogu nie ma porozumienia. Bez porozumienia nie ma wspólnego dobra.

Nie będzie pokoju między ludźmi, jeśli nie będzie między nimi solidarności. A nie będzie między nimi solidarności, jeśli nie będzie między nimi dialogu. Dziś, w podzielonym i wojowniczym świecie, zdaje się mówić Franciszek, potrzebujemy dialogu dla dobrego życia tak, jak potrzebujemy wody.

Rzecznik Kościoła otwartego

Czy zatem „Kościół otwarty”, jak głoszą tonem nieznoszącym sprzeciwu niektórzy prawicowi katolicy w Polsce, jest martwy? Po pierwsze, śmierć „katolicyzmu otwartego” moglibyśmy ogłosić z czystym sumieniem wtedy, gdyby wśród nas zabrakło ubogich, wykluczonych, poniżonych. A na to, jak wiemy, niestety, nie bardzo się zanosi.

Po drugie, niespodziewanym rzecznikiem i praktykiem idei „Kościoła otwartego” stał się papież Franciszek. Tak samo jak w Polsce żyli podług jego logiki Turowicz i Malewska, Tischner i Swieżawski... Jak jednak można nie praktykować „katolicyzmu otwartego”, jeśli jest się chrześcijaninem, skoro ten typ katolicyzmu jest najwierniejszą formą realizacji społecznej Ewangelii Jezusa?

Autor jest filozofem i publicystą, szefem Instytutu Obywatelskiego – think tanku Platformy Obywatelskiej

Czy papież Franciszek jest katolikiem? Takie pytanie na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne, jeśli nie bluźniercze. Ale coraz bardziej mam poczucie, że postawienie go na serio nie jest kwestią „czy”, lecz „kiedy” to nastąpi. A zatem kiedy w końcu jakiś nasz gorliwy obrońca wiary i Kościoła – mogą to być nieocenieni w takich sytuacjach Tomasz Terlikowski lub posłanka vel poseł Krystyna Pawłowicz – nie wytrzyma „ekscesów” nowego papieża, który naraża swoimi słowami i czynami na szwank dobre imię katolickiej tradycji, i takie pytanie rzuci. Dlaczego?

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA