Czy papież Franciszek jest katolikiem? Takie pytanie na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne, jeśli nie bluźniercze. Ale coraz bardziej mam poczucie, że postawienie go na serio nie jest kwestią „czy”, lecz „kiedy” to nastąpi. A zatem kiedy w końcu jakiś nasz gorliwy obrońca wiary i Kościoła – mogą to być nieocenieni w takich sytuacjach Tomasz Terlikowski lub posłanka vel poseł Krystyna Pawłowicz – nie wytrzyma „ekscesów” nowego papieża, który naraża swoimi słowami i czynami na szwank dobre imię katolickiej tradycji, i takie pytanie rzuci. Dlaczego?
Z punktu widzenia „polskiej ortodoksji katolickiej” papież Franciszek przypomina księdza wichrzyciela, który za wszelką cenę chce się przypodobać mediom. Jest zdecydowanie nazbyt otwarty i nie dość mocno chyba kocha swój Kościół.
Ale, co ciekawe: choć Franciszek nie robi tego świadomie, to trudno oprzeć się wrażeniu, że staje po stronie sposobu przeżywania wiary i wizji Kościoła tych, którzy zawsze głosili potrzebę budowania „Kościoła otwartego i ubogiego”. Staje, jak kiedyś Hanna Malewska czy Jerzy Turowicz, ks. Jan Zieja czy prof. Stefan Swieżawski lub ks. Józef Tischner czy ks. Stanisław Musiał, po stronie społecznej Ewangelii Jezusa. Czy i wobec nich ze strony narodowej prawicy katolickiej nie padały pytania, czy aby na pewno są prawdziwymi księżmi, katolikami i Polakami?
Nagi zysk nie daje szczęścia
Cóż więc robi papież, że przyprawia „bogobojnych” katolików o szybsze drżenie serca? Po pierwsze, papież upomina się głośno i jednoznacznie o „Kościół ubogi i dla ubogich”. O to samo walczył Jerzy Turowicz, co sprawiało, że narodowa prawica katolicka mówiła o nim i jego środowisku „katolewica”. Turowicz, podobnie jak papież Franciszek, był „lewicowcem” nie dlatego, że wierzył w socjalizm, ale dlatego, że wierzył w Jezusa Chrystusa i jego Ewangelię.
Dlatego Turowicz pisał, gdy przyglądał się rewolucji kopernikańskiej, jaką w Kościele był II Sobór Watykański, który chciał zmienić tę kościelną obojętność na ubogich, że wysiłek solidarności z ubogimi ze strony Kościoła nie był dotąd dostateczny: „Obudzona wrażliwość manifestuje się nie tylko w akcji pośredniej czy bezpośredniej Kościoła na rzecz tych wydziedziczonych, ale także i w całym nurcie tak silnie ujawnionym na soborze tzw. Kościoła ubogich, nurcie, który przypominając wzór życia Jezusa w Nazarecie i nawiązując do tradycji pierwotnego chrześcijaństwa czy też tradycji franciszkańskich, pragnie, by Kościół – rezygnując z prawdziwych czy pozornych bogactw, z oznak władzy, z oznak solidarności ze światem możnych i bogatych, z elementów triumfalizmu – upodobnił się i zidentyfikował ze światem maluczkich, głodnych i łaknących, ze światem nędzy i ubóstwa”.