Gość „Kropki nad i" (1 lipca 2013) nie wprawiał redaktor Olejnik w nastrój szczególnie polemiczny, toteż tym razem emocje do samego końca audycji utrzymały się na smyczy, niczym poczciwe golden retievery. Jednakże, nigdy nie dość nam wiedzy o tym, co jest „wkurzające dla ludzi" – jak wyraziła się redaktor. Były minister oświaty roztrząsał więc głównie błędy i braki osób ze swojego niedawnego kręgu politycznego i, przy budującej postawie rozmówczyni, dane mu było nawet zakończyć większość zdań. Na końcu swoich zdań lubił wtrącać od czasu do czasu jakby pytanie o zgodę, o słuszność racji, niby prośbę o potwierdzenie. Słówko – przerywnik, pytanie „tak?".
Mówił mecenas: „Śmieci, które nie są jego, tak?", „Dałby jej możliwość jakby wyjścia do kampanii, tak?", "Poważna kwestia, tak? „. Okazuje się, że nic nie robią, tak?", „Ja jestem za tym, żeby zlikwidować finansowanie partii, tak?", „Donald Tusk jest wytrawnym graczem, tak?", „Ja bym nie dewaluował komisji śledczych, tak?". Twierdził, czy może dopiero ustalał, czy Donald Tusk jest wytrawnym graczem? Spodziewał się zaprzeczenia, że kwestia jest poważna, czy domagał się, po prostu, potakiwania? Byłybyż to wątpliwości? Mecenasi chyba ich nie miewają. Oczywiście, taka wątpliwość to tylko żart. Dobrze znamy objawy tego wirusa. Maniera „tak?", choć wkradła się nie tak dawno do polszczyzny, stała się już ulubionym, społecznym nałogiem.
Częste wtrącanie zapytania „tak?" to typowe natręctwo mowy, które przykleja się łatwo i szybko uzależnia. Czym nas wabi, dlaczego je tak polubiliśmy? Wydaje się sympatyczne. W ten sposób można mówić jedynie do kogoś, do drugiego człowieka. Użycie tego krótkiego zapytania jest sygnałem kontaktu, komunikacji. Niestety, z niedobrym skutkiem właśnie dla komunikacji, bez pożytku dla znaczeń, gdyż z definicji najczęściej podważa ono sens tego, co mówimy. Zmusza słuchacza do oczyszczania naszego tekstu z bezsensownych, dodatkowych sugestii. W sposób naturalny domaga się ono także odpowiedzi – tak!. Ten podświadomy przymus często męczy i irytuje. Słuchacz nierzadko mocuje się w duchu sam ze sobą, żeby raz po raz nie wykrzyknąć – nie! -czego nie zaliczymy do sukcesów naszej sztuki krasomówczej. A jego myśl - dobra, nie zważam na to, co tam sobie od czasu do czasu brzęczysz – także nie jest pewnie tym, czego byśmy zapragnęli w tej chwili.
Uwolnić się od maniery wtrącania „tak?" nie jest łatwo. Warto może uświadomić sobie, że siła jej atrakcyjności tkwi również w tym, że najczęściej bywa ona zwyczajnym handicapem, jakiego sami sobie udzielamy podczas formułowania zdań. Dodatkowym czasem na namysł. Chyba nam tego czasu przesadnie dużo nie potrzeba?