Rozmówki w protektoracie

Z lokali krakowskiego Rynku dokądś wymiotło stare damy w zrudziałych perłach. Jeszcze niedawno popijały tu plotki łyczkami przedobiedniej kawy.

Publikacja: 31.08.2013 12:07

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Z zakamarów tutejszych  przepastnych kamienic wyłażą już na świat ostatnie szpargały. Na stoliku obok mojej wuzetki leży zetlała, tandetna książczyna. Do miasta gubernatora Franka przybyła może w jakimś kuferku i strawiła te ponad siedemdziesiąt lat pod łóżkiem służbówki obok pańskiej kuchni. Nie napisano w niej słowa po polsku, a jednak można nauczyć się z niej także naszego języka. Można dzięki niej zrozumieć słowo „wolność".

Jednostki, których czoło kończy się równo z linią brwi twierdzą, że we wrześniu 1939 roku mieliśmy szansę się poddać. Z książeczki, która za moją sprawą po raz pierwszy w swojej karierze wychynęła w elegancki świat kawiarni w Sukiennicach, na temat tej alternatywy sporo można się dowiedzieć.

Rozmówki słowacko–niemieckie dla sojuszników z Republiki księdza Tiso napisano w trosce o obywateli rozsądnego kraju, który ułożył się z niemieckim socjalizmem i zawczasu się poddał. Zanim pierwszego września niemieckie bombowce roztrzaskały polskie, śpiące domy z przygotowanymi na wieszakach szkolnymi mundurkami. Słowacja, jako kraj objęty protektoratem formalnie nazwany republiką, sporo poświęciła dla obopólnej przyjaźni. Wyekspediowała nawet do obozów Rzeszy około 70 tysięcy Żydów z dopłatą 500 marek za każdego. Ktoś pewnie przejął ich majątki. Polakom taki deal na pewno by nie wyszedł. Sojusznicy we wrześniu zgodnie ruszyli na Polskę.

Gdy na Wawel zjechał Hans Frank i obwieścił istnienie Generalnej Guberni w ramach tysiącletniej rzeszy, Wojtyła - były student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, miast zacząć drugi rok studiów, udał się w drewnianych chodakach do roboty w kamieniołomie. Miał więcej szczęścia niż jego profesorowie, zgarnięci przez Niemców od razu do obozu koncentracyjnego. Być może, właśnie wtedy do Krakowa zawitały „Rozmówki słowacko – niemieckie" (Berlin, 1940).

„Niemcy walczą o lepszą przyszłość socjalną dla Europy" – dumne słowa kończą dwustronicowy, słowacki wstęp do rozmówek. Każda wersja socjalizmu walczy zawsze o to samo. Tytuł „Slovensko – nemecká konverzácia" wydrukowano dużą czcionką na szaroniebieskiej okładce książeczki. Tytuł niemiecki wytłoczono już czcionką skromniejszą, gdyż to właśnie przed słowackim zasobem ludzkim miały się otworzyć perspektywy. „Für Arbeitskräfte" – czyli przeznaczono dla siły roboczej, jak głosi niemiecki podtytuł.

Na chybił trafił otwieram rozdział „Rodzina". Już scenka pierwsza wygląda na pożyteczną. Warto ją wykuć na pamięć: „Czy macie rodziców?"- „Moi rodzice nie żyją". Nie od dziś wiadomo, że pracownik obciążony rodziną to pracownik marny. Tu muszą być jakieś priorytety. „Wy źle pracujecie! – zaczyna się wobec tego także rozdział „Praca".

Dalej w rozmówkach rozwija się przebogata paleta profesji dla zasobów ludzkich w przemyśle i gospodarce jak: wiercenie, drutowanie, heblowanie, ostrzenie, lutowanie, praca w kotłowni, suszarni, kuźni, na polu i w wielu podobnych miejscach.  W dobrze zorganizowanym państwie profesji dla siły roboczej jest w bród. Samej sztuce zawodu drwala dla słowackich sojuszników poświęcono odpowiednio więc dwie strony słówek z liczby 94 wraz z podniosłym wstępem i spisem treści. O koszeniu siana napisano prawie stronę. Dzięki profesjonalnym rozmówkom można nauczyć się też chociażby zdania: „Wysyp ziemniaki na kupę!" Jeśli chodzi o pracę w domu przydają się głównie wyrażenia typu:  „Podaj panu serwetkę! Co się stało z tą misą? , Czemu się rozbiła?, Dlaczego wstałaś tak późno !" . Sporo wariantów sytuacyjnych zdań użyć można w związku z pucowaniem butów oraz paleniem w piecu.

Od czasu do czasu dochodzi do bliskiego spotkania siły roboczej z zawodami wysoko wykwalifikowanymi. Wtedy jednak wystarcza parę całkiem prostych próśb. Do piekarza, fryzjera, rzeźnika, zegarmistrza, a nawet dentysty, czy lekarza. Fakt, że u lekarza potrzeba  nieco więcej wyrażeń - czterech dotyczących zwichnięć kończyn i czterech na temat złamań. Plus na temat skaleczeń.

Można się domyślać, że w oryginalnym wykonaniu wiele podanych wyrażeń brzmi imponująco. Wskazują na to liczne wykrzykniki. Trudno zresztą wyobrazić sobie wypowiadanie bez odpowiedniego nacisku zaleceń w rodzaju:

„Zakazuje się słuchania zagranicznych rozgłośni!, W obozie zakazuje się gotowania!, Gra w karty w obozie jest zabroniona!, Nie wolno opuścić miejsca pracy!". Przy tym, stwierdzamy ze zdumieniem, że w rozmówkach zabrakło wykrzyknika w zdaniu: „Niemieckie filmy są bardzo dobre" w rozdziale „Kino". W kompendium nie zmieścił się także wyraz „książka". Niechybnie ze względu na praktyczną, poręczną szczupłość wydawnictwa.

Co do gospodarki,  dzięki rozmówkom uświadamiamy sobie, jak zachowywać się w banku. Pierwsze miejsca biorą tu wyrażenia: „Chcę niemieckie banknoty", „Ile marek dostanę za sto koron?", „Zamieńcie mi te słowackie pieniądze" oraz "Chcę wpłacić swoje pieniądze". Lojalny mieszkaniec protektoratu bez wątpienia pragnął wypowiadać te pilnie wyuczone kwestie jak najczęściej. W końcu, po kiego grzyba komu korony, albo pieniądze słowackie.

Mimo różnych zakrętów historii, każdy z Polaków słyszał przynajmniej jednego osobnika, a może nawet sam jest takim osobnikiem, który nie przeżyje dnia bez użycia wyrażeń w rodzaju: „inwestycje w nieruchomości", „bezpieczeństwo energetyczne", „kontrapunkt w fugach Bacha", „czasowniki o wysokiej frekwencji", „marketing narracyjny", „diagnoza operacyjna" i tym podobnych, równie przemądrzałych. Jesteśmy szczęśliwymi ludźmi. Wciąż, choć różnie bywało, możemy rozprawiać także na takie tematy, a są to rozmówki narodów wolnych. Oczywiście, słowa „książka" i „uniwersytet", należą do tego świata przede wszystkim.

Z zakamarów tutejszych  przepastnych kamienic wyłażą już na świat ostatnie szpargały. Na stoliku obok mojej wuzetki leży zetlała, tandetna książczyna. Do miasta gubernatora Franka przybyła może w jakimś kuferku i strawiła te ponad siedemdziesiąt lat pod łóżkiem służbówki obok pańskiej kuchni. Nie napisano w niej słowa po polsku, a jednak można nauczyć się z niej także naszego języka. Można dzięki niej zrozumieć słowo „wolność".

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?