Z zakamarów tutejszych przepastnych kamienic wyłażą już na świat ostatnie szpargały. Na stoliku obok mojej wuzetki leży zetlała, tandetna książczyna. Do miasta gubernatora Franka przybyła może w jakimś kuferku i strawiła te ponad siedemdziesiąt lat pod łóżkiem służbówki obok pańskiej kuchni. Nie napisano w niej słowa po polsku, a jednak można nauczyć się z niej także naszego języka. Można dzięki niej zrozumieć słowo „wolność".
Jednostki, których czoło kończy się równo z linią brwi twierdzą, że we wrześniu 1939 roku mieliśmy szansę się poddać. Z książeczki, która za moją sprawą po raz pierwszy w swojej karierze wychynęła w elegancki świat kawiarni w Sukiennicach, na temat tej alternatywy sporo można się dowiedzieć.
Rozmówki słowacko–niemieckie dla sojuszników z Republiki księdza Tiso napisano w trosce o obywateli rozsądnego kraju, który ułożył się z niemieckim socjalizmem i zawczasu się poddał. Zanim pierwszego września niemieckie bombowce roztrzaskały polskie, śpiące domy z przygotowanymi na wieszakach szkolnymi mundurkami. Słowacja, jako kraj objęty protektoratem formalnie nazwany republiką, sporo poświęciła dla obopólnej przyjaźni. Wyekspediowała nawet do obozów Rzeszy około 70 tysięcy Żydów z dopłatą 500 marek za każdego. Ktoś pewnie przejął ich majątki. Polakom taki deal na pewno by nie wyszedł. Sojusznicy we wrześniu zgodnie ruszyli na Polskę.
Gdy na Wawel zjechał Hans Frank i obwieścił istnienie Generalnej Guberni w ramach tysiącletniej rzeszy, Wojtyła - były student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, miast zacząć drugi rok studiów, udał się w drewnianych chodakach do roboty w kamieniołomie. Miał więcej szczęścia niż jego profesorowie, zgarnięci przez Niemców od razu do obozu koncentracyjnego. Być może, właśnie wtedy do Krakowa zawitały „Rozmówki słowacko – niemieckie" (Berlin, 1940).
„Niemcy walczą o lepszą przyszłość socjalną dla Europy" – dumne słowa kończą dwustronicowy, słowacki wstęp do rozmówek. Każda wersja socjalizmu walczy zawsze o to samo. Tytuł „Slovensko – nemecká konverzácia" wydrukowano dużą czcionką na szaroniebieskiej okładce książeczki. Tytuł niemiecki wytłoczono już czcionką skromniejszą, gdyż to właśnie przed słowackim zasobem ludzkim miały się otworzyć perspektywy. „Für Arbeitskräfte" – czyli przeznaczono dla siły roboczej, jak głosi niemiecki podtytuł.