Wrzenie na Kaukazie

Najgłośniejszym krytykiem Azerbejdżanu jest Rosja, która sama w żadnym razie nie może być stawiana za wzór swobód obywatelskich i standardów demokratycznych – pisze publicysta.

Publikacja: 22.10.2013 19:25

Bartosz Czarnecki

Bartosz Czarnecki

Foto: archiwum prywatne

Red

Jesteśmy świadkami gorącej jesieni politycznej w zawsze gorącym regionie, jakim jest Kaukaz. 9 października odbyły się wybory prezydenckie w Azerbejdżanie, a już 27 października odbędą się wybory głowy państwa w sąsiedniej Gruzji. Ponadto po raz pierwszy w historii państwa z tego regionu sprawują przewodnictwo w Radzie Europy. Obecnie przewodnictwo sprawują Ormianie, a w kolejce czekają już Azerowie, którzy przejmą je po Austriakach. Oczy znaczącej części świata zwracają się ku Kaukazowi.

Rosjanie nieobiektywni

Wyborom w Azerbejdżanie polskie media nie poświęciły wiele miejsca. Zrobiło się o nich głośniej jedynie za sprawą oprogramowania – aplikacji na smartfony, która rzekome wyniki środowego głosowania podała już we wtorek. Azerska komisja wyborcza wytłumaczyła, że nastąpiła (w gruncie rzeczy zabawna) pomyłka, bo w aplikacji podano wyniki testu systemu.

Jednak dzięki tej informacji, opinia publiczna mogła dowiedzieć się, że Ilham Alijew wygrywa właśnie swoje trzecie wybory prezydenckie. Przy okazji każdych z nich mówiło się o nieprawidłowościach. Rzeczywiście – w Azerbejdżanie regularnie pojawiają się problemy dotycząca zachowania standardów demokratycznych.

Warto jednak podkreślić, że głównym i najgłośniejszym krytykiem Azerbejdżanu jest Federacja Rosyjska. Fakt ten jest bulwersujący nie tylko z tego względu, że Moskwa w żadnym razie nie może być stawiana za wzór swobód obywatelskich i standardów demokratycznych, ale także dlatego, że Rosjanie, mając na pieńku z Azerami, nie są obiektywni i bezstronni. Napięte relacje na linii Baku – Moskwa wynikają z przyczyn historycznych, ale też są skutkiem współczesnych konfliktów między tymi krajami.

Faktem jest, że niepodzielną władzę w Azerbejdżanie sprawuje Ilham Alijew. Jednak nie sposób zrozumieć sytuacji politycznej w Baku bez rzutu okiem na inne postsowieckie republiki tego regionu. Azerowie wyciągnęli wnioski z sytuacji w Armenii, gdzie w 2008 r., po wyborach prezydenckich doszło do gwałtownych i krwawych zamieszek.

Inspirowane napięcia

Azerbejdżan jest krajem specyficznym. Po porażce UNM (Zjednoczonego Ruchu Narodowego – partii Micheila Saakaszwilego) w Gruzji, najbardziej antyrosyjskie nastroje na Kaukazie panują w Baku. Nastawienie zarówno Gruzinów, jak i Azerów wynika z historii, w której często Moskwa stawała przeciw Tbilisi i Baku.

Napięcia inspirowane przez Rosjan były narzędziem destabilizującym sytuację w republikach kaukaskich. Rosjanie byli sprawcami licznych konfliktów etnicznych w regionie. W znacznej mierze przyczynili się do konfliktu Azerbejdżanu z Armenią o Górny Karabach.

Konflikt ów trwa po dziś dzień, a region Górnego Karabachu jest okupowany przez Ormian. Znamienne, że społeczność międzynarodowa nie jest w stanie doprowadzić do zakończenia konfliktu i unormowania sytuacji w regionie. Sprawą Górnego Karabachu zajmuje się grupa powstała w ramach Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Jednak Azerowie utrzymują, że OBWE nie jest najlepszą instytucją do rozwiązania problemu, gdyż (jak głosi wersja oficjalna) nie ma odpowiednich narzędzi prawnych i może prowadzić jedynie rozmowy mediacyjne oraz (to w wersji nieoficjalnej) instytycja ta jest zdominowana przez Rosjan. Według Azerów kwestią Górnego Karabachu powinna zajmować się Rada Bezpieczeństwa ONZ – jak twierdzą – jako jedyna ma odpowiednie narzędzia prawne. Niewątpliwie przejęcie sprawy przez Radę byłoby korzystne dla Azerów, warto bowiem pamiętać, że w jednej ze swoich rezolucji wspomniała ona o „Ormianach zasiedlających azerski (!) region".

Spór o dno morza

Skomplikowana sytuacja geopolityczna Azerbejdżanu nie jest jednak skutkiem wyłącznie konfliktu z Armenią. Swoją drugą najdłuższą granicę – ponad 750 km – dzieli z Iranem, z którym również ma trudne stosunki. Ramiz Sewdimalijew, badacz Azerskiej Akademii Nauk i wykładowca Bakijskiego Uniwersytetu Państwowego, główną przyczynę konfliktu azersko-irańskiego upatruje w sporze o dostęp do Morza Kaspijskiego. Iran, posiadający najkrótszą linię brzegową, chciałby dostać 1/5 dna morskiego. Tymczasem Baku obawia się, iż mogłoby to odbyć się jego kosztem oraz uważa, że Teheran nie chciałby dopuścić zagranicznych przedsiębiorstw do prac w części azerskiej dna.

Kolejny problem ma podłoże historyczne. W Iranie pojawiają się głosy, że temu krajowi należy się część terenu Azerbejdżanu.

Oddzielnym problemem są same relacje władz w Baku z reżimem w Teheranie. Azerbejdżan, będąc państwem laickim, obawia się, że Iran, jako republika islamska, chciałby rozszerzenia rewolucji muzułmańskiej na sąsiednie kraje. Teheran zaś się obawia, że Zachód mógłby użyć Azerbejdżanu jako punktu wypadowego w razie inwazji na Iran. Jednocześnie Baku z obawą spogląda na irański program nuklearny, zaś Teheran nieufnie patrzy na azerską mniejszość narodową, która stanowi nawet – według niektórych źródeł –  ponad 30 milionów.

Patrząc na mapę Kaukazu i mając w pamięci uwarunkowania polityczne, nietrudno zrozumieć starania Baku o najlepsze relacje z Zachodem. Zresztą sami Azerowie nie ukrywają, że ich priorytetem jest poszerzanie integracji z Europą. Podkreślają, że mają dobre relacje z Unią Europejską oraz udzielają się w OBWE czy w Radzie Europy. Chwalą się również współpracą gospodarczą z krajami europejskimi. Dlatego właśnie tak ważne będzie przyszłoroczne przejęcie przewodnictwa Radzie Europy przez ten kraj, o czym wspomniałem na początku tekstu.

Jesteśmy świadkami gorącej jesieni politycznej w zawsze gorącym regionie, jakim jest Kaukaz. 9 października odbyły się wybory prezydenckie w Azerbejdżanie, a już 27 października odbędą się wybory głowy państwa w sąsiedniej Gruzji. Ponadto po raz pierwszy w historii państwa z tego regionu sprawują przewodnictwo w Radzie Europy. Obecnie przewodnictwo sprawują Ormianie, a w kolejce czekają już Azerowie, którzy przejmą je po Austriakach. Oczy znaczącej części świata zwracają się ku Kaukazowi.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Przyszłość Ukrainy jest testem dla Europy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa