Zwolennicy teorii globalnego ocieplenia straszą nas, że tylko szybkie przejście na odnawialne źródła energii może uratować świat przed zagładą. Wobec takiego stanowiska trudno podnosić jakiekolwiek wątpliwości. Szczególnie że podpierane jest ono rozmaitymi, także naukowymi argumentami. A więc globalne ocieplenie ma być faktem oczywistym – czymś, co spowodowała działalność człowieka, a przed Europą stoi kluczowe zadanie, by trend ten odwrócić.
Bez względu na podnoszącą się temperaturę, decyzje polityczne, które nam się podsuwa pod nos jako bezalternatywne, powinny być poparte chłodną kalkulacją. Nawet gdybyśmy uznali – ja sam nie wiem – że problem ocieplenia jest realny, nie oznacza to automatycznej zgody na pozostałe dwie sekwencje wnioskowania, którymi dziś szantażuje się kraje rozwinięte na świecie.
Mit globalnego oziębienia
Tym, którzy mają absolutną pewność, że ONZ-owskie panele wszystkiego już w sprawie klimatu dowiodły, przypomnę tylko, że w połowie lat 70. z tym samym dramatyzmem ostrzegano nas przed... globalnym oziębieniem. Głównie za sprawą zbiorowej pracy amerykańskich klimatologów „The Weather Conspiracy: The Coming of the New Ice Age", wspartej, a jakże by inaczej... dwoma raportami CIA. Nowa era lodowcowa miała oznaczać, że Nowy Jork będzie przysypany 4 metrami śniegu, a Floryda pokryta lodem. Barwną wizję powtórzyły na swoich łamach „Time", „Newsweek" i „New York Times". Wszyscy światli ludzie już wiedzieli, co mają o tym wszystkim myśleć. Kilka lat wcześniej, w 1967 roku, bracia Paddock opublikowali nie mniej popularną książkę „Famine 1975. America's Decission: Who Will Survive", w której ogłosili, że setki milionów ludzi na Ziemi czeka śmierć głodowa z powodu przeludnienia.
Zielona gospodarka nie jest w stanie zrównoważyć utraty miejsc pracy w przemyśle
Zdrowy sceptycyzm nakazuje, by mieć te porażki nauki w tyle głowy. Cała kampania na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatycznym może się bowiem okazać kolejnym mało chlubnym rozdziałem w dziejach nauki na usługach polityki.