Putin wskrzesza NATO

Siła militarna lub szantażowanie jej użyciem jest ciągle integralnym elementem polityki zagranicznej zarówno w przypadku Waszyngtonu, ?jak i Kremla – pisze ekspert ?ds. wojskowości.

Publikacja: 18.04.2014 02:00

Artur Bilski

Artur Bilski

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski

Red

Sekretarz generalny sojuszu Anders Fogh Rasmussen zapowiada, że NATO zacznie w końcu rozmieszczać w Europie Środkowej siły lądowe, powietrzne i morskie, aby ochronić kraje członkowskie przed Rosją. W tym samym czasie, 65 lat po podpisaniu traktatu waszyngtońskiego, szef MON Tomasz Siemoniak odwiedza USA. Dla Polski jest to niezwykła okazja na przełom w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, które grają w sojuszu wiodącą rolę.

Szansę na zmianę daje kryzys ukraiński, który definiuje na nowo zagrożenia dla NATO, które są jednocześnie powrotem do jego korzeni, po 14 latach doktrynalnego zamieszania związanego ze zwalczaniem międzynarodowego terroryzmu. Wyjście NATO z Afganistanu to również symboliczne zamknięcie tego okresu. Budowanie zdolności ekspedycyjnych w polskiej armii, by wspierać amerykańską politykę globalną w walce z terroryzmem, zakończyło się bowiem ewidentną klęską zarówno na poziomie ideowym, jak i praktycznym, zakładającym modernizację armii.

Schizofrenia sojuszu

Spory doktrynalne zapoczątkował atak terrorystyczny na World Trade Center 11 września 2001 r. i próba wykorzystania sojuszu przez Waszyngton jako policyjnej pałki na niejasno zdefiniowane zagrożenie międzynarodowym terroryzmem. 12 września 2001 r. NATO, pierwszy raz w swojej historii, jednogłośnie uruchomiło art. 5 o pomocy Stanom Zjednoczonym zaatakowanym przez islamskich terrorystów. Deklaracja miała głównie charakter polityczny o symbolicznym wymiarze militarnym, jednak jej reperkusje doktrynalno-wojskowe w późniejszym okresie były znaczące.

Przy okazji interwencji amerykańskiej w Afganistanie i Iraku Waszyngton usiłował wyznaczyć NATO nową rolę i narzucić mu doktrynę prewencyjnych uderzeń, która zakładała wykorzystanie sojuszu do globalnej walki z terroryzmem. – Żaden kraj nie może sam zwyciężyć w walce z terroryzmem, a sojusz musi dysponować „wspólnymi siłami uderzeniowymi" – mówił wtedy były amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld. Szef Pentagonu nazwał walkę z terroryzmem „długotrwałą wojną", w obliczu której Zachód powinien podejmować więcej wspólnych działań. Zaapelował do członków sojuszu o nadanie NATO globalnego charakteru. – Do przeszłości należy dawne NATO, które ograniczało się do obrony swego terytorium – mówił Rumsfeld.

Dlatego Amerykanie forsowali projekt Sił Odpowiedzi, które według pierwotnych założeń miały interweniować w dowolnym rejonie świata w przypadku kryzysu. Liczna grupa polityków z Europy uważała jednak, że NATO powinno nadal spełniać klasyczną rolę sojuszu obronnego. W Brukseli nie było nigdy entuzjazmu do użycia NATO w zwalczaniu terroryzmu, ponieważ nigdy nie udało się uzgodnić żadnej oficjalnie zaaprobowanej definicji terroryzmu. I to było właśnie sedno sprawy – brak klarownej wizji zagrożenia, która połączyłaby Amerykę i Europę w NATO.

W tym okresie jednak nowe kraje członkowskie były pod wielką presją polityczną, by uczestniczyć w operacjach stabilizujących i pokazać swoją przydatność. Mogło się tak dziać, ponieważ w obecnej formule USA poprzez NATO zapewniają Zachodowi bezpieczeństwo. W końcu każdy zdaje sobie sprawę, kto w sojuszu gra pierwsze skrzypce i kto realnie gwarantuje artykuł 5 o wzajemnej pomocy.

Sytuacja taka rodziła jednak problemy natury politycznej, ponieważ legitymizowała doktrynalną schizofrenię wśród członków sojuszu i rozbicie na kluby atlantycki oraz europejski. Afganistan był tego klasycznym przykładem. Przez długi czas mieliśmy tam do czynienia z dwiema operacjami: koalicyjne oddziały specjalne pod dowództwem USA likwidowały opór talibów na południu kraju, podczas gdy żołnierze NATO (International Security Assistance Force) stabilizowali sytuację w rejonach, w których Amerykanie już „posprzątali".

Amerykańskie pogróżki o porzuceniu Europy czy NATO to  straszenie  na wyrost

Kryzys na Ukrainie spowodował jednak zmartwychwstanie NATO i powrót do poprzedniej roli sojuszu obronnego. Putin dał NATO i Europejczykom szansę na nowe otwarcie, rzucając wyzwanie dotychczasowemu porządkowi w Europie. Płynie z tego lekcja, że siła militarna lub szantażowanie jej użyciem jest ciągle integralnym elementem polityki zagranicznej, zarówno w przypadku Waszyngtonu, jak i Kremla, czego niestety jeszcze nie można powiedzieć o Unii Europejskiej, której brak jednak woli do większej wojskowej integracji. Wystarczy bowiem spojrzeć, w jaki sposób wielokrotnie słabsza gospodarczo od Unii Rosja jest w stanie wytworzyć olbrzymią wartość dodaną w dyplomacji wobec Brukseli i Stanów Zjednoczonych, używając straszaka sił zbrojnych i broni nuklearnej.

Rola imperium

Ważna w tej całej układance jest rola Stanów Zjednoczonych jako lidera NATO i silnego przywództwa politycznego Waszyngtonu. Dzisiaj prezydent Barack Obama jest jednak bardziej zainteresowany sytuacją wewnętrzną niż polityką międzynarodową, ale to się pewnie zmieni z nastaniem nowego prezydenta. Być może wtedy Polska zyska na znaczeniu, ale nie w sposób sztuczny i nieprzemyślany, jak było dotychczas, kiedy usiłowaliśmy się wkomponować w amerykańską doktrynę walki z międzynarodowym terroryzmem, rozbudowując w tym celu siły ekspedycyjne i specjalne.

Koszty naszego udziału w wojnie przeciwko terroryzmowi są olbrzymie. Same wydatki pochłonęły w Iraku blisko 3 mld zł (plus 80 proc. umorzenia irackiego długu wynoszącego 900 mln dol.). Koszty, jakie poniósł budżet Polski w związku z udziałem w wojnie afgańskiej, to grubo ponad 6 mld zł. Do tego dochodzą koszty polityczne i moralne, jak tajne więzienia CIA na terenie kraju za rządów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera.

Przypomnijmy, że w szczytowym momencie naszego zaangażowania w operacje poza granicami kraju w 2004 r. z blisko 3700 żołnierzy służących poza granicami Polski jedynie ok. 17 proc. działało w ramach sojuszu, a większość żołnierzy była w Iraku. W Afganistanie poległo 43 Polaków, w tym 42 żołnierzy i jeden cywilny ratownik medyczny, oraz jeden tłumacz mający podwójne obywatelstwo. Rannych i poszkodowanych zostało 864. W Iraku zginęło zaś 22 żołnierzy, a poszkodowanych i rannych było 349.

Nierealne dla polskiego podatnika okazały się założenia, że tak doktrynalnie skonstruowany sojusz z USA pozwoli unowocześnić nasz przemysł zbrojeniowy, armię i zająć wyjątkową pozycję na wschodzie Europy jako jej nowy lider. Administracja George'a Busha doraźnie podtrzymywała i wyolbrzymiała sojusz z Polską, która nagle zyskała na znaczeniu w amerykańskiej polityce jako lider tzw. nowej Europy. Stało się tak w odwecie za brak poparcia dla wojny w Iraku ze strony Niemiec i Francji. Amerykanie byli bezwzględni wobec jednoczącej się Europy i wykorzystali historyczne resentymenty do politycznego rozparcelowania Unii i rozgrywania jej państw członkowskich, dzieląc je na nową i starą Europę.

Wojna w Iraku udowodniła też, że USA mogą być niebezpieczne i potrafią działać wyjątkowo egoistycznie, brutalnie dzieląc Unię na kraje lepsze i gorsze zgodnie ze swoim interesem.

Doktryna Komorowskiego

Oczywiście amerykańskie pogróżki o porzuceniu Europy czy NATO to straszenie na wyrost. Szczególnie teraz. Scenariusz gwałtownego wycofania się USA z NATO i Europy ma niewielkie szanse zaistnienia. Sytuacja taka byłaby bowiem nagłym zachwianiem globalnej supremacji USA w świecie, czyli sytuacji, kiedy – jak pisze Charles Krauthammer: „żadne państwo nie może rzucić wyzwania amerykańskiej hegemonii".

Jest to również dobry moment, żeby przebudować założenia doktrynalne sojuszu Polski z USA. Jest bowiem oczywiste, że dzisiaj Rosja testuje Waszyngton, jak daleko ten pozwoli jej się posunąć w budowaniu podwalin na razie regionalnego imperium, z perspektywami potencjalnej rywalizacji globalnej z USA w przyszłości. Robert Kaplan, amerykański analityk polityczny, zdaje się potwierdzać tę opinię, pisząc: „nie dajmy się oszukać pozorom, wojska amerykańskie były i nadal są rozlokowane na modłę imperialną po całym świecie, od Korei Południowej po Afganistan, od Oceanu Indyjskiego po zachodni Pacyfik, dokładając starań na lądzie i na morzu, aby utrzymać porządek w egzotycznych zakątkach ziemi, tak samo jak robili to wcześniej Rzymianie, Wenecjanie, Portugalczycy, Holendrzy i Brytyjczycy. Co więcej, wielkość i zdolności bojowe armii amerykańskiej, od jej sił specjalnych po atomowe okręty podwodne, przerastają siły większości pozostałych mocarstw razem wziętych. Twierdzić, że nie są to siły zbrojne na miarę imperium, to przeczyć rzeczywistości".

Wszystko zależy jednak od przyszłego rozdania w Białym Domu i zachowania Rosji. Warto pamiętać, że pozycja Polski w relacjach z USA jest dzisiaj pochodną stosunków Waszyngtonu z Moskwą. Im te relacje bardziej poprawne, tym bardziej Polska traci na znaczeniu, nie na tyle jednak, by Amerykanie zupełnie z nas zrezygnowali. Dlatego sojusz ten musi mieć solidne podstawy, łaska pańska bowiem na pstrym koniu jeździ.

Przypomniał nam o tym symbolicznie, bo 17 września 2009 r., prezydent USA Barack Obama, który przywrócił brutalnie Polsce właściwe znaczenie w polityce Waszyngtonu, oznajmiając, że Amerykanie rezygnują z tej wersji tarczy proponowanej przez administrację George'a Busha, by poprawić relacje z Rosją. Czy taka sytuacja może się powtórzyć? Znając pragmatyzm amerykańskich przywódców, nie można tego całkowicie wykluczyć.

Wspomina o tym wielokrotnie, choć nie wprost, George Friedman, szef ośrodka analitycznego Stratfor wspieranego finansowo przez amerykański rząd. Amerykanie muszą zapobiegać zwiększaniu przez inne państwa swoich sił. Od Brytyjczyków nauczyli się utrzymywania swojej przewagi poprzez destabilizację tych graczy, którzy mogliby stanowić zagrożenie dla hegemonii USA. W tych wojnach nie chodzi o wygraną, lecz o to, by nie dopuścić do wygranej drugiej strony.

Analizy te oznaczają, że w rachubach Polska zawsze może stać się wreszcie długofalowym, a nie doraźnym sojusznikiem, jak to było dotychczas, ponieważ według Roberta Kaplana amerykański „imperializm będzie nadal żywy. Jego dynamikę określać będą poszczególni prezydenci, a każdy z tych prezydentów będzie musiał pamiętać, że realizm bez szczypty idealizmu jest nierealistyczny, bowiem Ameryka potrzebuje pewnej dozy idealizmu w swojej polityce zagranicznej po prostu dla zachowania własnej tożsamości".

Dlatego dobrze byłoby dla Warszawy, żeby w patrzeniu na Amerykę nie dominował idealizm ze szczyptą realizmu, ale właśnie realizm i tylko realizm. Idealistyczne patrzenie na Amerykę zbyt drogo nas bowiem do tej pory kosztuje.

Autor, komandor porucznik rezerwy, jest absolwentem Wydziału Bezpieczeństwa Międzynarodowego Naval Postgraduate School w Monterey w USA. Napisał książki „Widok na Sarajewo" o misji NATO na Bałkanach i „Polska armia na posyłki"

Sekretarz generalny sojuszu Anders Fogh Rasmussen zapowiada, że NATO zacznie w końcu rozmieszczać w Europie Środkowej siły lądowe, powietrzne i morskie, aby ochronić kraje członkowskie przed Rosją. W tym samym czasie, 65 lat po podpisaniu traktatu waszyngtońskiego, szef MON Tomasz Siemoniak odwiedza USA. Dla Polski jest to niezwykła okazja na przełom w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, które grają w sojuszu wiodącą rolę.

Szansę na zmianę daje kryzys ukraiński, który definiuje na nowo zagrożenia dla NATO, które są jednocześnie powrotem do jego korzeni, po 14 latach doktrynalnego zamieszania związanego ze zwalczaniem międzynarodowego terroryzmu. Wyjście NATO z Afganistanu to również symboliczne zamknięcie tego okresu. Budowanie zdolności ekspedycyjnych w polskiej armii, by wspierać amerykańską politykę globalną w walce z terroryzmem, zakończyło się bowiem ewidentną klęską zarówno na poziomie ideowym, jak i praktycznym, zakładającym modernizację armii.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Waluś nie jest bohaterem walki z komunizmem
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: W sprawie immunitetu Kaczyńskiego rację ma Hołownia, a nie Tusk