Otóż media od dłuższego czasu usiłują wywalczyć dla siebie w demokratycznym państwie prawnym pozycję poza- oraz ponadprawną, i czynią to, niestety, dość skutecznie, co poznać po tym, że niemal wszyscy boją się mediów jak diabeł święconej wody. W efekcie, na naszych oczach monteskiuszowski podział władzy wędruje do lamusa, zastępowany ipso facto przez oligarchię medialno-biznesowo-polityczną, w której ważny redaktor jest ważniejszy od posła, ważny nadredaktor od ministra, a właściciele i dysponenci kilkunastu czołowych pism i anten od prezydenta, premiera i prymasa razem wziętych (przesadzam jedynie dla uwypuklenia problemu).

Pisałem kilkanaście dni temu, że z ustawy o tajnych służbach należy usunąć możliwość werbowania TW-redaktorów. A kilka dni temu przypominałem, że z proponowanej lustracji dziennikarzy – bodaj najważniejszego obok lekarzy zawodu zaufania publicznego – nigdy nic nie wyszło. Dlaczego?

Ano dlatego, że żurnaliści jako jedyna grupa społeczna posiadają naturalną (wrodzoną albo genetyczną, dokładnie jeszcze nie wiadomo) odporność na pokusy tego świata, za życiowy drogowskaz od maleńkości mając jeno sam Kamienny Dekalog. W szczególności nie biorą i nie dają, nie kłamią i nie kręcą, słyną z absolutnej dyskrecji, są wzorem obiektywizmu, nie należą do osławionych „sitw", "układów" ani „czworokątów", stronią od personalnych rozgrywek, nie mają poglądów politycznych, brzydzą się każdą ideologią, na widok ABW odruchowo przechodzą na drugą stronę ulicy, zachowują wręcz przesadną niezależność od pracodawcy, a odbiorcom przekazują tylko czystą, żywą prawdę, na dodatek zawsze wysłuchując drugiej strony, oddzielając informacje od komentarza oraz bezzwłocznie drukując sprostowania.

Ponieważ zaś dziennikarzem zostaje się w wyniku oddolnych demokratycznych wyborów i najwyżej na dwie kadencje; ponieważ wcześniej trzeba przejść bardzo trudne wieloletnie procedury zwieńczone surowymi egzaminami; ponieważ dziennikarze na co dzień ryzykują karierą i własnym prywatnym majątkiem, natychmiast stając przed sądem środowiskowym lub powszechnym za swoje ewentualne brzydkie czyny; ponieważ wreszcie wpływ gazet, radia i telewizji na obywateli jest mizerny – nie ma potrzeby, aby o środowisku dziennikarskim i jego ustrojowej roli w państwie dyskutować. Tym bardziej, że takie robienie wideł z igły jaskrawo godziłoby w wolność słowa, byłoby sprzeczne z Powszechną Deklaracją Szczęśliwości, a także naruszało wprost naszą Ustawę Zasadniczą...

Niemniej ludzi rozumnych i dobrych nadal pozdrawiam serdecznie i z respektem :-)