Podczas kolejnej odsłony sporu o dopuszczalność aborcji jej zwolennicy po raz pierwszy tak dobitnie zakwestionowali ideę odwoływania się do sumienia. Doszła też przy tej okazji do głosu ich przychylność dla rozwiązania popularnego, niestety, w pierwszej połowie XX wieku: zakazu pracy ze względu na przekonania.
Fraza boleśnie znajoma
Nowe rozwiązania nie zostały jeszcze zaproponowane na poziomie legislatywy: można by rzec, że praktyka wyprzedziła w tej kwestii założenia ustrojowe w chwili podjęcia przez prezydent Warszawy decyzji o zwolnieniu ze stanowiska dyrektora szpitala św. Rodziny prof. Bohdana Chazana. Żywiołowy entuzjazm, jaki wywołała ta decyzja (słynne już twitterowe „Hurra!" Moniki Olejnik i dziesiątki bliźniaczych reakcji), pokazuje jednak, że sam koncept „zwolnienia za przekonania" (i zgodne z nimi postępowanie) wydaje się liberałom nowej generacji czymś tak oczywistym, że nieskłaniającym do żadnej refleksji.
Czego zaś nie napisze (jeszcze) Monika Olejnik, pisze dzisiejszy suweren, czyli stugębna internetowa opinia publiczna: na forach króluje, podejmowany przez kolejnych publicystów, postulat: „Mają przestrzegać prawa (w domyśle: dopuszczającego aborcję), a jeśli się nie podoba – wynocha ze szpitala! Albo niech nie studiują medycyny, niech idą do seminarium!".
Logika tego wywodu ma słabe punkty, istnieje też jeszcze na szczęście prywatna służba zdrowia. Uderza jednak przede wszystkim nieukrywana satysfakcja, z jaką entuzjaści zamknięcia w praktyce akademii medycznych przed chrześcijanami gotowi są sięgnąć po to nowe narzędzie rozwiązujące problem obecności osób inaczej myślących – i brak jakichkolwiek skojarzeń z przeszłością.
Żywiołowy entuzjazm, jaki wywołało odwołanie prof. Bogdana Chazana, pokazuje, że zwolnienie z pracy za przekonania wydaje się liberałom nowej generacji czymś oczywistym