Sytuacja na lewicy po sprawie prof. Chazana - analiza Wojciecha Stanisławskiego

Jak to możliwe, że głosicielki ?hasła „Mój brzuch, moja sprawa" są dziś zachwycone frazą „prawo ?i porządek", a entuzjaści twórczości nonkonformistów zanoszą się śmiechem ?na dźwięk frazy „wierność samemu sobie"? – pyta publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 18.07.2014 02:00

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Podczas kolejnej odsłony sporu o dopuszczalność aborcji jej zwolennicy po raz pierwszy tak dobitnie zakwestionowali ideę odwoływania się do sumienia. Doszła też przy tej okazji do głosu ich przychylność dla rozwiązania popularnego, niestety, w pierwszej połowie XX wieku: zakazu pracy ze względu na przekonania.

Fraza boleśnie znajoma

Nowe rozwiązania nie zostały jeszcze zaproponowane na poziomie legislatywy: można by rzec, że praktyka wyprzedziła w tej kwestii założenia ustrojowe w chwili podjęcia przez prezydent Warszawy decyzji o zwolnieniu ze stanowiska dyrektora szpitala św. Rodziny prof. Bohdana Chazana. Żywiołowy entuzjazm, jaki wywołała ta decyzja (słynne już twitterowe „Hurra!" Moniki Olejnik i dziesiątki bliźniaczych reakcji), pokazuje jednak, że sam koncept „zwolnienia za przekonania" (i zgodne z nimi postępowanie) wydaje się liberałom nowej generacji czymś tak oczywistym, że nieskłaniającym do żadnej refleksji.

Czego zaś nie napisze (jeszcze) Monika Olejnik, pisze dzisiejszy suweren, czyli stugębna internetowa opinia publiczna: na forach króluje, podejmowany przez kolejnych publicystów, postulat: „Mają przestrzegać prawa (w domyśle: dopuszczającego aborcję), a jeśli się nie podoba – wynocha ze szpitala! Albo niech nie studiują medycyny, niech idą do seminarium!".

Logika tego wywodu ma słabe punkty, istnieje też jeszcze na szczęście prywatna służba zdrowia. Uderza jednak przede wszystkim nieukrywana satysfakcja, z jaką entuzjaści zamknięcia w praktyce akademii medycznych przed chrześcijanami gotowi są sięgnąć po to nowe narzędzie rozwiązujące problem obecności osób inaczej myślących – i brak jakichkolwiek skojarzeń z przeszłością.

Żywiołowy entuzjazm, jaki wywołało odwołanie prof. Bogdana Chazana, pokazuje, że zwolnienie z pracy za przekonania wydaje się liberałom nowej generacji czymś oczywistym

Tymczasem choćby fraza „zamykanie akademii medycznych przed chrześcijanami" nie przypadkiem wydaje się boleśnie znajoma. Tak, wystarczy zmienić jedno słowo i usłyszymy postulat wprowadzenia formuły numerus nullus, czyli zakazu uczęszczania na studia medyczne i prawne młodzieży wyznania (lub narodowości) żydowskiej. Jak wiadomo, to haniebne hasło podnoszone było choćby w II RP przez część środowisk prawicy i najgoręcej zwalczane przez szerokie grono ludzi o lewicowej wrażliwości.

Panteon obrońców wolności

W XX wieku koncepcja „wykluczenia ze względu na poglądy lub wyznanie" najpełniejszy kształt prawny uzyskała w III Rzeszy, gdzie zyskała oficjalną nazwę „Berufsverbot". Stąd wziął się zresztą prześmiewczy tytuł jednej z rubryk w podziemnym „Tygodniku Mazowsze", gdzie co kilka dni opisywano kolejne przypadki szykanowania lub zwalniania z pracy ludzi „Solidarności" (lub po prostu niezależnych) przez PZPR-owską nomenklaturę.

Ale przecież dzieje wykluczania ludzi ze względu na ich przekonania lub pochodzenie są znacznie starsze: ktoś może przywołać w tym kontekście odebranie praw politycznych całym klasom społecznym przez Sowietów, ktoś – segregację rasową na południu Stanów lub reżim apartheidu.

Wystarczy sięgnąć do przełomu XIX i XX wieku, by stanął nam przed oczami brak praw wyborczych i możliwości studiowania kobiet lub – nieporównanie mniej represyjne niż Berufsverbot, szeroko akceptowane, lecz dziś niemożliwe dla nas do przyjęcia – żywe w wielu krajach nieformalne zawężenie możliwości kariery w wojsku, Kościele lub dyplomacji do osób pochodzenia szlacheckiego.

Nie przypadkiem zresztą przeciwko takim właśnie zasadom życia społecznego – często niepisanym, a zarazem w sposób oczywisty i bolesny niesprawiedliwym – kierowały się protesty tych, których uznajemy dziś za pionierów idei obywatelskiego nieposłuszeństwa (znów, jak się wydaje, idei dotąd bliższej lewicy).

Konflikty między partiami należą do historii życia politycznego: to ci, którzy formułowali swój sprzeciw wobec samej zasady „wykluczenia", tworzą świecki panteon ponadpartyjnych obrońców wolności, czy będą to brytyjskie sufrażystki, czy związkowcy, czy Mahatma Gandhi, czy ikona ruchu feministycznego i antyrasistowskiego zarazem, dzielna Rosa Parks.

Większość z pionierów idei obywatelskiego nieposłuszeństwa cieszy się niemal powszechnym uznaniem: nie da się jednak ukryć, że emocjonalnie bliżsi są lewicy.

Wszyscy z Reytana

Nie inaczej jest przecież i w Polsce: jeśli pominąć wycieczki tak egzotyczne, jak przywołana niedawno w antyklerykalnej frenezji aktywistów partii Palikota postać nieszczęsnego Kazimierza Łyszczyńskiego, dzieje polskiego sprzeciwu wobec stanowionego prawa zaczynają się od posła Tadeusza Reytana. Kto prócz garstki ekscentryków nie powie, że „my wszyscy z niego"?

Dla nieodwołalnie skłóconych dzieci dawnej opozycji jedynym pewnie źródłem wspólnej dumy pozostaje pamięć protestów przeciw zdjęciu „Dziadów", konspiracji Ruchu czy Polskiego Porozumienia Niepodległościowego aż po prawdziwy akt założycielski współczesnej wolności: sierpniowe strajki. Żadna z tych inicjatyw, jako żywo, nie była „legalna": u źródła każdej z nich leżał sprzeciw wobec dzielenia ludzi na równych i równiejszych.

Co więcej, nawet gdyby odrzucić całą sferę polityki, pozostaje jeszcze tradycja nonkonformisty, buntownika, człowieka idącego za swoją prawdą wewnętrzną. Spłycona, przemielona i w znacznej części zawłaszczona przez popkulturę, nadal jednak stanowi (pisał o tym niedawno Krzysztof Koehler na łamach „Plusa Minusa") fundament etosu współczesnego twórcy, a szerzej – każdej jednostki podkreślającej swoją niezależność, czy będzie to bohater „Buszującego w zbożu", czy „Lotu nad kukułczym gniazdem".

I nie da się zliczyć, ile razy w minionym ćwierćwieczu Adam Michnik cytował „Potęgę smaku" Herberta, broniąc tych, którzy potrafili „wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo", uznając za cnotę najwyższą wierność własnemu sumieniu.  Jak to się ma do formułowanego dziś często zalecenia: „Lekarze mają zostawiać swoje poglądy w poczekalni przychodni"? Czy ich autorzy zostawiają swoje poglądy w poczekalni redakcji?

Zaciętość lub niepamięć

Wolta, jakiej dokonuje dziś na naszych oczach znaczna część środowisk lewicowych, jest nie do obrony: wczorajsi redaktorzy rubryki „PRL-owski Berufsverbot" ochoczo przyklaskują idei Berufsverbotu III RP, głosicielki hasła „Mój brzuch, moja sprawa" zachwycone są frazą „prawo i porządek", którą dotąd skłonne były przypisywać brzuchatym, konserwatywnym samcom, entuzjaści Pussy Riot i twórczych poszukiwań nonkonformistycznych artystów w rodzaju Rodriga Garcii czy Jacka Markiewicza, który w pokazywanym niedawno w CSW  filmie spółkował z krucyfiksem, zanoszą się śmiechem na dźwięk frazy „wierność samemu sobie".

Zdolność do wykonania takiego szpagatu tłumaczyć można na dwa sposoby: zaciętością, która każe sięgnąć po każdy środek eliminujący przeciwnika, lub darem niepamięci, który uwalnia od potrzeby zachowania jakiejkolwiek spójności swoich poglądów. Dalibóg, nie wiem, która z tych perspektyw jest groźniejsza.

—współpraca ?Andrzej Konikiewicz

Pisał w Plusie Minusie

Krzysztof Koehler Lucyfer i tłumy

Człowiek służący własnej niezależności czemu w istocie służy? Kto ustala stopnie jego nieskrępowania? Wszystko to staje się niezwykle chwiejne, portret myśliciela i artysty przypomina nieco słynny wizerunek barona Münchhausena, który sam wyciąga się za włosy z bagna. Konformizm nonkonformisty, chociaż brzmi to jak paradoks, paradoksalny nie jest. Sam z siebie ustanawiający kryteria, wyzwolony artysta staje się pokornym wyznawcą kryteriów, które sobie ustanowił. Ich tłem jest porzucona „grupomyśl", celem zaś nieskrępowanie i całkowitość, wierność sobie, wierność swemu wyborowi. 31 maja 2014 r.

Podczas kolejnej odsłony sporu o dopuszczalność aborcji jej zwolennicy po raz pierwszy tak dobitnie zakwestionowali ideę odwoływania się do sumienia. Doszła też przy tej okazji do głosu ich przychylność dla rozwiązania popularnego, niestety, w pierwszej połowie XX wieku: zakazu pracy ze względu na przekonania.

Fraza boleśnie znajoma

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?