Paradygmat - felieton Stanisława Remuszki

Wracam do sprawy sprzed pół roku.

Publikacja: 23.07.2014 16:51

Stanisław Remuszko

Stanisław Remuszko

Foto: rp.pl

Red

Ryszardowi Legutce – znanemu polskiemu uczonemu (profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego) i politykowi (były minister edukacji i wicemarszałek Senatu, obecnie europarlamentarzysta) – polski Sąd Najwyższy nakazał przeprosić dwóch młodzieńców za nazwanie ich "rozwydrzonymi smarkaczami", przez co "naruszył ich dobra osobiste". Ten ostateczny wyrok SN (sygnatura III CSK 123/13) zobowiązuje Ryszarda Legutkę także do wpłacenia pięciu tysięcy złotych na wskazany cel społeczny tytułem nawiązki.

Fala krytyki, jaka potem przetoczyła się przez media, dotyczyła głównie tła sprawy, czyli obecności krzyży w szkołach (o to poszedł pierwotny merytoryczny spór), granic publicznej debaty, zasad wolności słowa, a także aspektów prawnych (interpretacja kodeksu cywilnego i Konstytucji). Ja natomiast chciałbym zachęcić Czytelników, aby spojrzeli na sprawę również pod innym kątem. Pod kątem ojczystej kultury, której najważniejszym składnikiem jest język.

Google i różne słowniki podają, iż słowa "rozwydrzony" oraz "smarkacz" mają po kilkanaście synonimów i bliskoznaczności. Z czysto arytmetycznego punktu widzenia (kilkanaście mnożone przez kilkanaście), istnieje zatem teoretycznie ponad sto dwuwyrazowych zestawów, z których każdy ma nieco inny odcień, różnice zaś między nimi są zazwyczaj subtelne i zawsze zależą od konkretnych czytelników/słuchaczy oraz od kontekstu.

Choć wszystkie te dwuwyrazowe określenia mają wymowę nieprzychylną (dezaprobata, negacja, lekceważenie), to żadne z nich na pewno nie jest obraźliwe w tym sensie, w jakim sądy i prokuratura mówią o wyrazach „powszechnie uznanych za wulgarne". Dzięki wielkim sondażom językowym (m. in. CBOS, OBOP) wiadomo, że w języku polskim takich "niewątpliwych" wyrazów jest szczęśliwie tylko pięć (będzie o tym odrębny felieton).

Tymczasem w tę niezwykłą mnogość semantyczną poprawnej polskiej mowy, w to ogromne malarskie bogactwo codziennej polszczyzny wkracza z ostrymi paragrafami sąd i suwerennie ustala, że zestaw nr 27 jest okej, zestaw 93 ujdzie, ale zestaw 128 już nie, ponieważ może ranić uczucia młodzieńca (w domyśle: rzutować na jego dzieciństwo, a trudne dzieciństwo może popsuć człowiekowi życie). Po czym sąd poznaje, że tak jest z numerem 128? Jakimi sąd posługuje się kryteriami? Otóż tego właśnie nie wiadomo! Wiadomo tylko, że prywatnie uważali tak sędziowie Anna Owczarek, Mirosław Bączyk i Hubert Wrzeszcz – czyli troje ludzi spośród trzydziestu siedmiu milionów ludzi, którzy nad Wisłą mówią po polsku. Owszem, gdyby ta trójka nazywała się Jerzy Bralczyk, Andrzej Markowski i Jan Miodek, można by przynajmniej mówić o opinii ekspertów. A tak?

W naszej cywilizacji na ogół zakazane jest chodzenie po ulicy na golasa, ale nikomu nie przyjdzie do głowy, by dyktować przechodniom długość włosów, krój bluzek albo kolor spodni. Tymczasem sędziowie wystąpili tu w roli dyktatorów mody, a nawet konkretnych krawców. Dlatego to jest bardzo ważny wyrok. On próbuje zmienić ten paradygmat naszej wielowiekowej europejskiej, a na pewno ojczystej kultury, który wprowadza charakterystyczną asymetrię w relacjach mistrz-uczeń, czyli pozwala wychowawcom (nauczycielom, ojcom) na nieco więcej w stosunku do wychowanków (uczniów, dzieci) niż wychowankom w stosunku do wychowawców. To jest także patriotyczny dramat dla obywatela, który chciałby z szacunkiem stosować się do werdyktów sądowniczej władzy swojego państwa, ale co ma robić, gdy sąd, wyznaczając standardy, orzeka, iż kefir jest smaczny, jogurt zaś taki sobie?

Nie ma standardów innych niż powszechny smak, gust i obyczaj, ten zaś wiarygodnie mierzą tylko wyniki badań ankietowych opatrzone komentarzami biegłych. Sąd natomiast, zwłaszcza Najwyższy, w sprawach z zakresu delikatnej semantyki powinien w ogóle wstrzymać się od semantycznego orzekania (czyli oddalić pozew). Mam za sobą ponad czterdzieści lat dziennikarstwa, polszczyzna jest moim prywatnym hobby, i uważam, że określenie „rozwydrzeni smarkacze" w niczym nie narusza naszej rodzimej tradycji, kultury i języka. Sędziowie na ten temat mogą mieć odmienne zdanie osobiste, lecz nie powinni go wygłaszać w imieniu Rzeczpospolitej.

Na pocieszenie: w polskim systemie prawnym ten niedobry wyrok Sądu Najwyższego, choć niewzruszalny, nie musi na szczęście być wzorem ani podkładką dla innych orzeczeń innych sądów i innych składów sędziowskich.

Ludzi rozumnych i dobrych nadal pozdrawiam serdecznie i z respektem : – )

Ryszardowi Legutce – znanemu polskiemu uczonemu (profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego) i politykowi (były minister edukacji i wicemarszałek Senatu, obecnie europarlamentarzysta) – polski Sąd Najwyższy nakazał przeprosić dwóch młodzieńców za nazwanie ich "rozwydrzonymi smarkaczami", przez co "naruszył ich dobra osobiste". Ten ostateczny wyrok SN (sygnatura III CSK 123/13) zobowiązuje Ryszarda Legutkę także do wpłacenia pięciu tysięcy złotych na wskazany cel społeczny tytułem nawiązki.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA