Ryszardowi Legutce – znanemu polskiemu uczonemu (profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego) i politykowi (były minister edukacji i wicemarszałek Senatu, obecnie europarlamentarzysta) – polski Sąd Najwyższy nakazał przeprosić dwóch młodzieńców za nazwanie ich "rozwydrzonymi smarkaczami", przez co "naruszył ich dobra osobiste". Ten ostateczny wyrok SN (sygnatura III CSK 123/13) zobowiązuje Ryszarda Legutkę także do wpłacenia pięciu tysięcy złotych na wskazany cel społeczny tytułem nawiązki.
Fala krytyki, jaka potem przetoczyła się przez media, dotyczyła głównie tła sprawy, czyli obecności krzyży w szkołach (o to poszedł pierwotny merytoryczny spór), granic publicznej debaty, zasad wolności słowa, a także aspektów prawnych (interpretacja kodeksu cywilnego i Konstytucji). Ja natomiast chciałbym zachęcić Czytelników, aby spojrzeli na sprawę również pod innym kątem. Pod kątem ojczystej kultury, której najważniejszym składnikiem jest język.
Google i różne słowniki podają, iż słowa "rozwydrzony" oraz "smarkacz" mają po kilkanaście synonimów i bliskoznaczności. Z czysto arytmetycznego punktu widzenia (kilkanaście mnożone przez kilkanaście), istnieje zatem teoretycznie ponad sto dwuwyrazowych zestawów, z których każdy ma nieco inny odcień, różnice zaś między nimi są zazwyczaj subtelne i zawsze zależą od konkretnych czytelników/słuchaczy oraz od kontekstu.
Choć wszystkie te dwuwyrazowe określenia mają wymowę nieprzychylną (dezaprobata, negacja, lekceważenie), to żadne z nich na pewno nie jest obraźliwe w tym sensie, w jakim sądy i prokuratura mówią o wyrazach „powszechnie uznanych za wulgarne". Dzięki wielkim sondażom językowym (m. in. CBOS, OBOP) wiadomo, że w języku polskim takich "niewątpliwych" wyrazów jest szczęśliwie tylko pięć (będzie o tym odrębny felieton).
Tymczasem w tę niezwykłą mnogość semantyczną poprawnej polskiej mowy, w to ogromne malarskie bogactwo codziennej polszczyzny wkracza z ostrymi paragrafami sąd i suwerennie ustala, że zestaw nr 27 jest okej, zestaw 93 ujdzie, ale zestaw 128 już nie, ponieważ może ranić uczucia młodzieńca (w domyśle: rzutować na jego dzieciństwo, a trudne dzieciństwo może popsuć człowiekowi życie). Po czym sąd poznaje, że tak jest z numerem 128? Jakimi sąd posługuje się kryteriami? Otóż tego właśnie nie wiadomo! Wiadomo tylko, że prywatnie uważali tak sędziowie Anna Owczarek, Mirosław Bączyk i Hubert Wrzeszcz – czyli troje ludzi spośród trzydziestu siedmiu milionów ludzi, którzy nad Wisłą mówią po polsku. Owszem, gdyby ta trójka nazywała się Jerzy Bralczyk, Andrzej Markowski i Jan Miodek, można by przynajmniej mówić o opinii ekspertów. A tak?