Projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii, nad którym trwają prace w parlamencie, w rzeczywistości wspiera najbardziej koncerny energetyczne, a nie obywateli. Skandaliczne jest to, że prosumenci – osoby chcące produkować energię odnawialną na własne potrzeby, a nadwyżki oddawać do sieci, a więc są zarówno producentami, jak i konsumentami – mimo upływu lat nadal nie mogą liczyć na odpowiednie wsparcie. Tymczasem szeroko konsultowany społecznie projekt ustawy, przedstawiony w październiku 2012 roku, który zawierał korzystne dla prosumentów rozwiązania, został z niewiadomych powodów zastąpiony innym.
Kto najwięcej skorzystał
Polakom mówi się, że energia odnawialna jest droga i do niej dopłacają. W rzeczywistości większość tych pieniędzy nie idzie jednak na rozwój źródeł odnawialnych. Zgodnie z obowiązującym prawem pieniądze te zamiast trafić do sektora energetyki odnawialnej, w dużej mierze zasilają konta węglowych koncernów energetycznych. Zapis ten podtrzymuje, a nawet rozszerza rządowy projekt ustawy o OZE.
Przyjęcie proponowanych rozwiązań związanych z projektem ustawy o odnawialnych źródłach energii będzie oznaczało, że rząd tylko udaje, że dba o interesy obywateli, samorządów i rolników
Obowiązujący system zielonych certyfikatów pozwala, by elektrownie współspalające węgiel z biomasą dostawały wsparcie w tej samej wysokości co producenci energii odnawialnej. W latach 2005–2012 Polacy dopłacili do współspalania (które trudno nazwać „zieloną energią") prawie 7,5 miliarda złotych. Z portfeli Polaków ciągle wypływają pieniądze, a bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju się nie zwiększa. Biomasę współspala się z węglem w istniejących kotłach, więc nie powstają żadne nowe moce wytwórcze. Projekt ustawy nie tylko utrzymuje wsparcie dla współspalania na wysokim poziomie, ale również dodaje możliwość realizacji tzw. współspalania dedykowanego, które od istniejącego dotychczas niewiele się różni.
Co więcej, z wydanych na współspalanie 7,5 miliarda złotych co najmniej 5 miliardów nie miało żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Za tę kwotę mogłoby powstać co najmniej 100 000 instalacji OZE na szkołach, przedszkolach, szpitalach lub innych budynkach użyteczności publicznej. Tymczasem pieniądze te poszły z dymem. Taki rozproszony system energetyczny oparty na lokalnych źródłach odnawialnych już dziś przyczyniałby się do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego kraju.