Nie brakuje bowiem w naszym kraju ludzi, którzy uważają, że nie należy tego robić. Ich zdaniem, jeśli już ktoś ma nieszczęście być człowiekiem wierzącym, do tego traktującym serio naukę Kościoła, nie powinien zajmować wysokich stanowisk państwowych. Tak jak obecny prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Kilka dni temu prof. Andrzeja Rzeplińskiego odznaczono papieskim krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice za zasługi dla Kościoła i systemu prawnego w Polsce. W normalnej sytuacji należałoby mu pogratulować. Jeśli ktoś jest nie tylko wybitnym prawnikiem, ale i prawym człowiekiem, wszyscy mają z tego korzyść.
Niestety, sytuacja normalna nie jest i w zasadzie trzeba by mu współczuć. Rzepliński został bowiem natychmiast z tego powodu zaatakowany. Z kuriozalnego tekstu „Gazety Wyborczej" (której argumenty powtórzyło wiele mediów) dowiadujemy się, że odebranie przez prezesa Trybunału Konstytucyjnego krzyża krytykują liczni prawnicy, ale z nazwisk poznajemy tylko dwóch. Jeden z nich, prof. Wiktor Osiatyński, domaga się wręcz natychmiastowej dymisji Rzeplińskiego. Tak, tak, konstytucjonalista (tak jest przedstawiany Osiatyński) żąda, by sędziego Trybunału Konstytucyjnego, stojącego na straży konstytucji odwołującej się do chrześcijańskiego dziedzictwa, pozbawić urzędu za to, że jest w swoim życiu wierny nauce Kościoła. Czy raczej, mówiąc precyzyjniej, za przyjęcie przyznanego właśnie z tego powodu papieskiego krzyża. I to miałby być jedyny powód odwołania z funkcji, bo żadnych innych zarzutów prof. Rzeplińskiemu nie postawiono.
Ciekawe, co powiedziałby prof. Osiatyński i udzielające mu trybuny media, gdyby sędzia Trybunału Konstytucyjnego dostał podobne odznaczenie nie od kardynała, tylko od rabina za zasługi dla społeczności żydowskiej. Albo od imama za wierność nauce islamu.
Czy domaganie się za coś dymisji wysokiego urzędnika takiego byłoby wyrazem neutralności światopoglądowej państwa zagrożonego ponoć „religianctwem" czy może już dyskryminacją? Oczywiście, wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie. Tak się bowiem składa, że w Polsce tylko w przypadku katolików dyskryminacja nazywana jest równością wobec prawa.