Ambasador Rosji jest konsekwentny

Moskwa od długiego czasu przedstawia Związek Sowiecki w roli wyzwoliciela Europy. W tej narracji nie mieszczą się represje wobec Armii Krajowej, porwanie i proces szesnastu, obława augustowska i inne fundamentalne z naszej perspektywy wydarzenia – pisze prezes IPN.

Aktualizacja: 30.09.2015 08:08 Publikacja: 28.09.2015 21:59

Ambasador Rosji jest konsekwentny

Foto: poland.mid.ru

Wielu Polaków zapewne przecierało oczy ze zdumienia, oglądając piątkowy wywiad Siergieja Andriejewa w jednej ze stacji telewizyjnych. Ambasador Federacji Rosyjskiej, odnosząc się do okoliczności wybuchu II wojny światowej i losów żołnierzy AK w latach 1944–1945, wprost odwoływał się do tez stalinowskiej propagandy. Trudno podejrzewać, by rosyjski przedstawiciel w Warszawie był namiętnym czytelnikiem archiwalnych egzemplarzy sowieckiej „Prawdy" sprzed kilkudziesięciu lat. Jego wypowiedź stanowi zatem z jednej strony odzwierciedlenie stanu świadomości rosyjskich elit, a z drugiej echo wytycznych dla moskiewskiej dyplomacji.

Słowa Andriejewa w swej wymowie nie odbiegają od tego, co mogliśmy w ostatnich latach usłyszeć z ust innych przedstawicieli Federacji Rosyjskiej. Wystarczy przypomnieć kilkakrotnie wygłaszaną opinię prezydenta Władimira Putina na temat paktu Ribbentrop-Mołotow czy też oskarżenia pod adresem AK wysunięte w początkach tego roku przez Andrieja Artizowa, szefa rosyjskich archiwów. Kontekst ten pozostaje aktualny, niezależnie od podjętej wczoraj próby załagodzenia wydźwięku niektórych sformułowań.

Dysonans poznawczy

Po upadku Związku Sowieckiego Rosja musiała zmierzyć się z wyzwaniem, jakie stanowiła konieczność zbudowania nowej tożsamości narodowej po ponad siedemdziesięciu latach komunizmu. Początkowo podejmowano próby oparcia jej na potępieniu sowietyzmu i rozliczaniu zbrodni systemu. Stąd pojawiające się pomysły osądzenia partii komunistycznej i stosunkowo szerokie otwarcie archiwów w latach 90. Próbowano także sięgać po tradycje Rosji przedrewolucyjnej i dziedzictwo prawosławia.

Działania te z różnych przyczyn okazały się nieskuteczne. Ponadto przedłużający się kryzys gospodarczy szybko wzbudził falę nostalgii za czasami sowieckimi. Rozliczenia z komunizmem coraz większa część społeczeństwa rosyjskiego zaczęła traktować jako formę symbolicznego triumfu „ich" (czyli Zachodu) nad „nami".

Nastroje te po dojściu do władzy w 2000 r. konsekwentnie wykorzystywał (i wzmacniał) Władimir Putin. Stopniowo fundamentem rosyjskiej tożsamości i głównym punktem odniesienia stawała się II wojna światowa i sowiecki wkład w zwycięstwo nad Niemcami. Wybór ten niesie za sobą konsekwencje zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i międzynarodowym.

Przede wszystkim w oficjalnej narracji pogodzić należy dysonans poznawczy, jaki tworzy zderzenie pamięci o sowieckich triumfach militarnych z pamięcią o komunistycznych zbrodniach. Coraz częściej oznacza to przynajmniej pośrednie usprawiedliwianie tych ostatnich. Padają stwierdzenia, że poniesione ofiary były niezbędne do zbudowania potęgi Związku Sowieckiego, dzięki której możliwe było zwycięstwo w wojnie z Niemcami. Inną metodą, zastosowaną także przez ambasadora Andriejewa, jest pomniejszanie liczby ofiar. Z czasem zapewne obecna polityka Kremla prowadzić będzie do zmarginalizowania pamięci o stalinowskim terrorze. Odnotowano już pierwsze sygnały tego zjawiska, w postaci chociażby zamknięcia jedynego muzeum łagrów w obozie Perm 36.

Problem pierwszych kilkunastu miesięcy II wojny światowej, podczas których Związek Sowiecki zaatakował Polskę i inne państwa, rozwiązano bardzo prosto. Według sprawdzonego przez lata wzorca globalny konflikt zredukowano do okresu 1941–1945, czyli tak zwanej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Z polskiego punktu widzenia opisany powyżej proces oznacza przede wszystkim coraz większą trudność w nawiązaniu jakiegokolwiek dialogu historycznego z większością Rosjan. Dużo poważniejsze są jednak konsekwencje tej polityki na arenie międzynarodowej.

Rosja wykorzystuje pamięć o udziale Związku Sowieckiego w rozgromieniu hitlerowskich Niemiec do legitymizacji swojej pozycji na arenie międzynarodowej. Podstawowy problem polega jednak na kwestii paktu Ribbentrop-Mołotow (czy raczej Hitler-Stalin) i sowieckiego współudziału w wywołaniu II wojny światowej. Taki punkt widzenia znacząco osłabia rosyjską argumentację.

To właśnie ta słabość polityki Kremla jest źródłem działań Moskwy, w tym ostatnich wypowiedzi rosyjskich ambasadorów w Polsce i Wenezueli. Pierwszy element tej polityki sprowadza się do negowania znaczenia samego paktu Ribbentrop-Mołotow dla wybuchu wojny, a z drugiej wskazywania na jego rolę w odroczeniu konfliktu niemiecko-sowieckiego i wzmocnieniu państwa Stalina. Pomijając już absurdalność tego typu stwierdzeń (to raczej Niemcy przy sowieckim wsparciu znacząco zwiększyły swój potencjał militarny), warto wskazać źródło tej argumentacji. Jest nią broszura propagandowa „Fałszerze historii" wydana w Moskwie w 1948 r., a zatwierdzona osobiście przez Stalina.

Aktualny kontekst

Drugim wyraźnym elementem rosyjskich działań jest rozmywanie kwestii odpowiedzialności za wybuch wojny. Stąd biorą się oskarżenia pod adresem Polski o rzekome plany współdziałania z Niemcami bądź uniemożliwienie powstania antyhitlerowskiej koalicji przed wrześniem 1939 r. Dyskretnym milczeniem Moskwa pomija takie fakty jak odrzucenie przez Polskę oferty przystąpienia do paktu antykominternowskiego, co było jedną z przyczyn niemieckiej agresji. To rozmywanie sowieckiej współodpowiedzialności za wybuch wojny uderza jednak nie tylko w Polskę. Warto zwrócić uwagę na wysiłek, jaki Kreml wkłada w próby przekonania świata, że czynnikiem równie istotnym w genezie wojny jak pakt Hitler-Stalin była konferencja w Monachium.

Podobnie aktywnie Rosja promuje swoją wizję końca wojny i przedstawia Armię Czerwoną w roli wyzwoliciela Europy. W tej narracji nie mieszczą się represje wobec Armii Krajowej, porwanie i proces szesnastu, obława augustowska i inne fundamentalne z naszej perspektywy wydarzenia. Co więcej, coraz częściej dochodzi nie tylko do ich usprawiedliwiania koniecznością zabezpieczenia zaplecza frontu, ale też do otwartych ataków na AK.

Wszystkie te działania nie stanowią jedynie swoistej walki o pamięć. Mają też aktualny kontekst związany z obecną sytuacją, zwłaszcza po agresji na Ukrainę. Argumenty historyczne mają podważać w oczach opinii międzynarodowej wiarygodność Polski (a także na przykład państw bałtyckich) i nasze stanowisko wobec rosyjskiej polityki.

Nie ulega wątpliwości, że w najbliższej przyszłości działania Kremla nie ulegną zmianie. Warto, abyśmy reagowali nie tylko w takich momentach, gdy oficjalni przedstawiciele Moskwy zdecydują się na kolejne prowokacyjne wypowiedzi.

Pretekstem do ostatnich napięć, jak wiadomo, stała się kwestia pomnika gen. Iwana Czerniachowskiego. Warto wreszcie rozwiązać tego typu sprawy. Takich pomników jest jeszcze sporo, są też w Polsce ulice Armii Czerwonej. Niestety, senacka inicjatywa w tej sprawie utknęła w Sejmie, nie ma już szansy na jej przyjęcie w tej kadencji. Jeśli nie rozwiążemy tego problemu kompleksowo, jeszcze przez lata będzie on dostarczał amunicji do kolejnych rosyjskich ofensyw propagandowych.

Nie możemy także nie zauważać, że te rosyjskie działania nie są skierowane tylko do polskich odbiorców. Dlatego Polska musi podjąć wielki wysiłek, by bronić prawdy o historii II wojny światowej, o jej genezie i o polskim wkładzie w zwycięstwo nad Niemcami. Zwycięstwo, które paradoksalnie nie przyniosło nam wolności.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?