Wysłuchałem utworu znanej wokalistki Marii Peszek zatytułowanego „Modern Holocaust". Piosenka promuje właśnie najnowszy jej album „Karabin". Klip ilustrujący utwór wyreżyserował Przemysław Wojcieszek, twórca takich filmów, jak „Głośniej od bomb", „W dół kolorowym wzgórzem" czy „Sekret". Wysłuchałem i jestem zażenowany, a także zniesmaczony. Kolejna granica została przekroczona. Co będzie dalej? Może jednak warto się zreflektować?
Mało mnie we współczesnej polskiej popkulturze zdumiewa czy zaskakuje. Wiele już widziałem pomysłów, w których dla samej awantury i medialnego szumu mieszano sacrum z profanum. Operowanie skandalem stało się tak modne, wręcz powszechne, że ciężko je uznać za coś wyszukanego, a tym bardziej śmiałego. Ot, wystarczy sobie zażartować, przedstawiając się jako „Człowiek motyl" i „fruwając" przed procesją wiernych w czasie Bożego Ciała albo tak jak ostatnio podczas gali „Orłów" popisać się „znakomitym" dowcipem: „że miało być poważnie, a tu polew". Od razu wywołuje się zamieszanie, skrajne komentarze i zyskuje popularność.
Niemniej wciąż wydawało się, że szczyt złego smaku w połączeniu ze zwykłą niewiedzą nie przekroczył pewnej niepisanej granicy. I to mimo narastającego przekonania, że odbiorca kultury nie czeka na subtelności i czasem „dla idei" artysta jest wręcz zmuszony informować go strzałem na odlew, by zdolny był cokolwiek zrozumieć. Tym razem tego typu myśleniu, przekraczając zarazem w mojej opinii granicę prowokacji, dała wyraz Maria Peszek. W utworze „Modern Holocaust" śpiewa między innymi tak: „W moim kraju palą tęczę / jak kiedyś ludzi w stodole / hejt nasz polski powszedni / jak chleb jak obiad na stole / Czego nie zniszczyli Hitler Stalin / czego ZOMO pałą nie zaj...bało / czego nie dopalił oświęcimski piec / polskiej nienawiści zeżre wściekły pies".
Trywializacja Zagłady
Mimo że jestem „tylko" historykiem, a nie wyrafinowanym krytykiem popkultury, myślę, że dobrze rozumiem potrzebę artysty, by swą twórczością szokować. Zabieg polegający na tym, by jadąc po bandzie, zwrócić uwagę na dany niebezpieczny i nabrzmiewający problem, to rzecz jak najbardziej dopuszczalna. Zapewne taka właśnie potrzeba przyświecała Marii Peszek i twórcy teledysku Przemysławowi Wojcieszkowi. Niemniej efekt, który słyszymy, jak również widzimy – jest przynajmniej, jak dla mnie i mojej wrażliwości, niesmaczny, a także przeciwskuteczny. Trudno mi też do końca uwierzyć, że artystka Maria Peszek nie zdawała sobie sprawy, co czyni, nadużywając w swojej piosence słowa „Holocaust". Zrobiła to świadomie. Nie jest to przecież ot tak sobie zwykłe słowo, którym można szastać na lewo i prawo.
Przyjmuję szczytną ideę, by za pomocą popkulturowego, mocnego tekstu zwrócić uwagę na narastający problem tzw. hejtu w polskiej przestrzeni publicznej. Nigdy takich głosów za wiele. Cóż z tego, skoro aplikowane lekarstwo jest zdecydowanie gorsze niż choroba.