Katastrofa smoleńska ma się stać mitem fundującym nową rzeczywistość polityczną i społeczną. Może ktoś uznać, że ta diagnoza zawiera w sobie zarzut, ale to przecież nieprawda. To po prostu stwierdzenie faktu, co do którego nikt chyba nie powinien mieć wątpliwości. Jasno pokazują to działania Antoniego Macierewicza w sprawie apelu smoleńskiego przy okazji rocznicy powstania warszawskiego czy skład gości oraz atmosfera na niedawnej premierze „Smoleńska" Antoniego Krauzego.
Nie jest też zarzutem stwierdzenie, że obecna władza chce taki mit założycielski mieć, i że obecnie korzysta z różnych dostępnych jej środków (jak choćby kompetencje ministra obrony), aby go ugruntować. Powstawanie państwowej czy narodowej (nie jest to oczywiście dokładnie to samo) mitologii nie jest przecież niczym niezwykłym i wyjątkowym.
A jednak mit mitowi nierówny. Wiele zależy od tego, czy pojawia się spontanicznie i jest w naturalny sposób powielany i podtrzymywany przez ludzi – tak jak było z mitem powstania styczniowego podczas zaborów – czy też ma państwowe wsparcie i ulega swoistej instytucjonalizacji – jak stało się z tym samym mitem w odrodzonej II Rzeczypospolitej. Lub może nawet jest przez państwo tworzony niemal od zera.
Potrzeba zjednoczenia
Drugie ważne kryterium to jednoczący potencjał mitu. Mit oczywiście nigdy nie jednoczy wszystkich. Zawsze znajdą się grupy, które będą go kontestować – z różnych powodów. Mogą jednak być mity bardziej i mniej dzielące. Czasami świadomie nie buduje się narodowej mitologii wokół kwestii, które – choć obiektywnie bez skazy – wywołują jednak takie spory, że zamiast spajać, powodowałyby mocniejsze podziały. Spójrzmy choćby na bardzo silną mitologię państwową Stanów Zjednoczonych. Byłoby w niej miejsce na wojnę w Wietnamie, która – obiektywnie rzecz biorąc – była jednym z najbardziej heroicznych czynów amerykańskiego oręża.
A jednak wojna w Wietnamie nie ma takiego statusu jak wojna o niepodległość, II wojna światowa czy nawet wojna w Korei. Spory wokół niej są zbyt świeże, pamięć o protestach antywojennych ciągle przekłada się na aktualne postawy ludzi. Weterani są honorowani i ogólnie szanowani, ale o ile z II wojną światową kojarzyć się może pompatyczny momentami obraz „Szeregowiec Ryan" Spielberga, o tyle z wojną w Wietnamie wciąż raczej „Urodzony 4 lipca" Stone'a czy „Czas Apokalipsy" Coppoli.