Wszystko wskazuje na to, że dziennikarze za nic mają spokój i bezpieczeństwo Adama Niedzielskiego. Feralnego dnia, kiedy na pana ministra czekało pod domem kilku prowokatorów dopytujących się o przyczyny tragicznego bilansu nadmiarowych zgonów, reakcja była szybka i – nie waham się użyć tego słowa – odpowiednia. Ministrowi zdrowia udzielono mentalnego wsparcia, zaproponowano nawet ochronę policyjną. Ale chyba lepiej jest zapobiegać niż leczyć, prawda? Tymczasem w sprawie profilaktyki niespodziewanych najść mieszkania pana ministra sytuacja przypomina tę panującą w całej polskiej służbie zdrowia – twitterowe teleporady i przekazywane na odległość wyrazy wsparcia zastąpiły realną pomoc.Oczywiście politycy mają prawo do prywatności. Tak, wyczekiwanie z kamerą pod domem ministra było tego prawa pogwałceniem. Jedynym czasem i miejscem, gdzie ministrowie powinni być zmuszeni do mierzenia się z trudnymi pytaniami, są konferencje prasowe i wywiady. I tu dochodzimy do clou sprawy: gdyby dziennikarze zadawali podobne pytania Adamowi Niedzielskiemu w studiu telewizyjnym, YouTube'owi prowokatorzy nie musieliby robić tego pod jego domem. Dociekliwość reporterów byłaby najskuteczniejszą ochroną domowego miru członka rządu. Bo chyba jednak jest o czym rozmawiać, panie ministrze.