Wszystko wskazuje na to, że dziennikarze za nic mają spokój i bezpieczeństwo Adama Niedzielskiego. Feralnego dnia, kiedy na pana ministra czekało pod domem kilku prowokatorów dopytujących się o przyczyny tragicznego bilansu nadmiarowych zgonów, reakcja była szybka i – nie waham się użyć tego słowa – odpowiednia. Ministrowi zdrowia udzielono mentalnego wsparcia, zaproponowano nawet ochronę policyjną. Ale chyba lepiej jest zapobiegać niż leczyć, prawda? Tymczasem w sprawie profilaktyki niespodziewanych najść mieszkania pana ministra sytuacja przypomina tę panującą w całej polskiej służbie zdrowia – twitterowe teleporady i przekazywane na odległość wyrazy wsparcia zastąpiły realną pomoc.Oczywiście politycy mają prawo do prywatności. Tak, wyczekiwanie z kamerą pod domem ministra było tego prawa pogwałceniem. Jedynym czasem i miejscem, gdzie ministrowie powinni być zmuszeni do mierzenia się z trudnymi pytaniami, są konferencje prasowe i wywiady. I tu dochodzimy do clou sprawy: gdyby dziennikarze zadawali podobne pytania Adamowi Niedzielskiemu w studiu telewizyjnym, YouTube'owi prowokatorzy nie musieliby robić tego pod jego domem. Dociekliwość reporterów byłaby najskuteczniejszą ochroną domowego miru członka rządu. Bo chyba jednak jest o czym rozmawiać, panie ministrze.
Próbę nawiązania podobnej dyskusji widziałem dotychczas tylko raz – Beata Lubecka w Radiu Zet, pod koniec wywiadu, niezobowiązująco, w formule cytowania pytań zadawanych w internecie przez słuchaczy, zagadnęła ministra Niedzielskiego, czy nie rozważa podania się do dymisji z powodu 140 tys. zgonów nadmiarowych w stosunku do lat poprzednich. Odpowiedzi były dwie – pana ministra i reszty dziennikarskiej braci. Ten pierwszy stwierdził, że jest mu przykro, iż dziennikarka w ogóle śmie o coś takiego pytać, ci drudzy wzięli sobie do serca wrażliwość Adama Niedzielskiego i taktownie milczą w sprawie bilansu jego urzędowania w Ministerstwie Zdrowia.
Wczorajsze błędy, nierozliczone czy choćby nienazwane z imienia dzisiaj, staną się jutrzejszymi decyzjami. Zakładanie, że minister błędów nie popełnił, albo inaczej – że tak czy inaczej do katastrofalnej zapaści służby zdrowia musiało dojść – to prosta droga do powtórzenia tragedii ostatnich miesięcy. Adamowi Niedzielskiemu wypada więc życzyć odrobinę grubszej skóry, a dziennikarzom – więcej zapobiegliwości w dbaniu o jego dobre samopoczucie.