Dziś muzykę – używając modnego angielskiego słowa – streamuję ze smartfona, podobnie jest z dostępem do serwisów filmowych, z których korzystam za pomocą aplikacji. Płyty DVD zastępują dziś Netflix, Showmax, HBO GO, Amazon Prime, a sklep z płytami CD choćby Spotify, który zapewnia dostęp do nowych wydawnictw muzycznych bez ruszania się z kanapy. Trudno się więc dziwić, że pierwsze sieci handlujące sprzętem RTV zaczynają się wycofywać ze sprzedaży chociażby CD. Pytanie tylko, czy to znak, że już niebawem internet do szczętu zabije stare, fizyczne nośniki?

I tak, i nie. Na pewno dalej będzie się zmieniać sposób korzystania z treści audiowizualnych i rola sieci czy rozwiązań chmurowych będzie rosła. Ale pozostanie zapewne zupełnie sporo miejsca na tradycyjne nośniki. Z kilku powodów, nieco podobnych do tych, które stoją za powrotem tradycyjnych płyt winylowych. Po pierwsze, to kwestia fizycznej możliwości obcowania z płytą, obojętnie czy CD, DVD, czy winylem, która sama w sobie bywa dziełem sztuki, tworzy jakąś całość z muzyką czy filmem, jest jej rozwinięciem czy uzupełnieniem. Tego nie zapewnia nawet najbardziej „wypasiona" chmura danych. Po drugie, wraz z tradycyjnymi nośnikami dostajemy często obszerne wydawnictwa związane z wykonawcą czy artystami filmowymi. Po trzecie wreszcie, choć jakość muzyki czy filmów oferowanych za pośrednictwem streamingu rośnie, wciąż jednak dla prawdziwych melomanów czy filmowych kolekcjonerów jest ona za niska. Jest jeszcze kwestia wykluczenia cyfrowego części odbiorców.

Dlatego – podobnie jak czytniki e-booków nie sprawiły, że zniknęły książki drukowane, tak i nowe formy dostępu do treści audiowizualnych nie zmiotą z powierzchni ziemi płyt CD czy DVD. Prawdopodobnie uczynią je bardziej elitarnymi, podobnie jak to się stało z winylami. I jeszcze jedno – wszelkie nowe rozwiązania sprawiają, że dostęp do kultury staje się łatwiejszy. A o to tak naprawdę w tym chodzi.