W Europie przyjęło się, że państwa stosunkowo mocno ingerują w relacje pracownik–pracodawca. Czasem taka ingerencja, choć radykalna i utrudniająca tu i teraz życie biznesowi, z perspektywy czasu okazuje się zbawienna i dla przetrwania państwa, i dla ocalenia odradzającego się rynku. Tak właśnie było z dekretem naczelnika Piłsudskiego z 1918 r. ograniczającym czas pracy do ośmiu godzin dziennie i 46 tygodniowo. Dzisiaj takie ograniczenie uważamy za oczywistość – pojawiają się nawet postulaty skrócenia tygodnia pracy z obecnych 40 godzin – ale wówczas była to zmiana rewolucyjna. Spełnienie tego i innych postulatów socjalistów przez władze odradzającej się Rzeczypospolitej wytrąciło z rąk argumenty inspirowanym przez bolszewików radykałom i być może uchroniło Polskę przed wybuchem rewolucji.
Czytaj także: Półroczny „urlop na startup”? Grozi exodus specjalistów
Dzisiaj czasy mamy spokojniejsze, a ingerencje państwa pozostają daleko mniej radykalne, co nie znaczy, że nie ryzykowne. Jednym z ryzykownych posunięć jest forsowany przez panią minister rozwoju półroczny urlop na założenie własnego startupu. Intencje są wzniosłe: pracownik zyskałby możliwość zmierzenia się z rynkiem, a gdyby biznes nie wypalił, wracałby do firmy bez negatywnych konsekwencji ze strony pracodawcy. Ma to w zamierzeniu uwolnić pokłady innowacyjności tkwiące w znudzonych i sfrustrowanych pracownikach korporacji.
Sęk w tym, że to tak działać raczej nie będzie. Postawmy się w roli pracodawcy, który chwilowe odejście może – nie bez słuszności – uznać za silny sygnał, że podwładny gotów jest w każdej chwili zmienić barwy klubowe. Nietrudno wtedy o obawę o bezpieczeństwo firmowych tajemnic i utrzymanie relacji z klientami. Ponadto trzeba na miejsce urlopowanego znaleźć jakieś zastępstwo, a to powoduje dodatkowy koszt.
Żeby taki urlop naprawdę zadziałał, pracownik musiałby być dla firmy absolutnie niezbędny, a relacja między nim a pracodawcą musiałaby się opierać na głębokim wzajemnym zaufaniu. Takiego modelu nie da się zadekretować, można go uzyskać, tylko kształtując przez lata sprzyjającą kulturę biznesową. Zmiana przepisów tego procesu nie zastąpi.