Wbrew zapowiedziom, że będzie to wystąpienie bardzo konkretne i krótkie, wysłuchaliśmy piątego najdłuższego exposé w historii III RP (oczywiście w żaden sposób nie mogło walczyć o palmę pierwszeństwa ze słynnym trzygodzinnym monologiem Donalda Tuska z roku 2007).
75 minut, przez które mówił premier, to oczywiście czas zbyt krótki na to, by przedstawić wszystkie zamierzenia rządu. Ale całkiem wystarczający do odpowiedzi na kluczowe pytania o proponowaną strategię działania.
Mnie oczywiście najbardziej zainteresowała sfera gospodarcza. Tu premier miał sporo do powiedzenia. Przede wszystkim ogłosił, że przebiliśmy „szklany sufit" i osiągnęliśmy najwyższy w historii poziom rozwoju w odniesieniu do krajów rozwiniętego Zachodu. To oczywiście prawda (choć nie do końca wiadomo, dlaczego premier przypisał ten sukces akurat swojemu rządowi, skoro historyczne rekordy poziomu rozwoju wobec Zachodu bijemy corocznie od 2008). Podobnie jak niewątpliwą prawdą jest to, że w ciągu ostatnich czterech lat spadły w Polsce nierówności dochodowe, a rząd zaczął szczególnie dbać o to, by efekty rozwoju lepiej docierały do wszystkich grup społecznych.
Jeśli chodzi o przyszłość, premier wyznaczył dość precyzyjny cel: PKB Polski ma wzrastać corocznie w tempie o 2–3 proc. szybszym niż PKB zachodniej części Unii Europejskiej.
I tu dochodzimy do pewnego problemu, bo zapewne konieczność trzymania się reżimu czasowego spowodowała, że pan premier nie odniósł się do trzech fundamentalnych pytań na temat tego, jak chce ów cel osiągnąć.