Trend szybkiej redukcji CO2 jest nieodwracalny nie tylko z powodu ambitnych celów klimatycznych Unii Europejskiej (nowy europejski zielony ład). Światowa opinia publiczna pod wpływem niedawnych katastrofalnych pożarów w Australii będzie coraz bardziej naciskać na szybkość globalnego wdrażania celów klimatycznych. Ale w tym właśnie problem, gdyż redukcja CO2 wywołuje pewne negatywne efekty uboczne, do których należy drastyczny wzrost zapotrzebowania na energię.
Przestawiona zwrotnica
Słyszymy deklaracje wielu gigantów, takich jak Bayer, BASF, Wacker Chemie, Lanxess, którzy kolejno ogłaszają osiągnięcie neutralności klimatycznej w swoich zakładach produkcyjnych do 2030 r. bądź najpóźniej do 2040. Producent stali Thyssen-Krupp zapowiada z kolei wielomiliardowe inwestycje, które zastąpią węgiel gazem bądź wodorem.
Rewolucyjna zmiana dotyczy nie tylko przemysłu, ale także transportu i ogrzewaniu mieszkań. W Niemczech w ciągu najbliższych dziesięciu lat po drogach ma jeździć 10 mln samochodów elektrycznych, a wszystkie mieszkania mają być ogrzewane zielonym prądem, który ma zastąpić ropę i gaz.
W konsekwencji zużycie energii w ciągu dziesięć lat wzrośnie aż o 25 proc. (według szacunków EWI Uniwersytetu w Kolonii), co spowoduje, że osiągnięcie celu udziału OZE w niemieckim mikście energetycznym na poziomie 65 proc. w 2030 będzie niemożliwe. Zastanawiające, że szacunki rządu niemieckiego są w tym zakresie zupełnie inne, gdyż zakładają one spadek zużycia energii w tym czasie o 4,5 proc.!
Różnice wynikają z tego, że rewolucja w elektromobilności i wytwarzaniu ciepła związana jest z olbrzymim wzrostem zużycia energii. Znacznie więcej energii zużyją samochody elektryczne oraz pompy ciepła, które w ciepłownictwie zastąpią olej i gaz, nie mówiąc o węglu. Tych trendów rządzący wydają się nie uwzględniać w swoich prognozach.