Krzysztof Adam Kowalczyk: Gospodarka trafiła na SOR

Tarcze ratunkowe lepiej sprawdzają się tam, gdzie decydenci postawili na automatyzację i współpracę z sektorem komercyjnym.

Publikacja: 21.05.2020 21:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: Gospodarka trafiła na SOR

Foto: Adobe Stock

Pamiętają państwo kultowy amerykański serial „ER", czyli „Ostry dyżur"? Co chwila do szpitalnego oddziału ratunkowego w Chicago pogotowie przywoziło nieprzytomnych ludzi krwawiących po postrzałach i wypadkach. Takim pacjentem jest dzisiaj polska gospodarka „ustrzelona" przez koronawirusa i lockdown.

Czwartkowe dane o produkcji przemysłowej pokazały zaskakująco duży, 24,6-proc., spadek w kwietniu, dwa razy większy, niż zakładali ekonomiści. Recesja dotknęła aż 30 z 34 sektorów. Najmocniej dostało się motoryzacji (niemal 80 proc. spadku). Dobra wiadomość jest taka, że rany nie są śmiertelne. Zła – że pacjentka nieprędko dojdzie do siebie i będzie miała pokaźne blizny, ślady po firmach, które upadną.

Tymczasem jednak gospodarka krwawi na łóżku na SOR, a wokół uwijają się medycy, zszywając rany i aplikując kroplówki z kolejnych tarcz antykryzysowych. W przeciwieństwie do serialu niecała ekipa radzi sobie dobrze.

Najsprawniej akcja ratunkowa idzie Polskiemu Funduszowi Rozwoju, najgorzej – urzędom pracy. Skąd różnica? PFR oparł się na współpracy z bankami komercyjnymi, na wnioskach elektronicznych i automatycznym ich porównywaniu z danymi w systemie podatkowym i ZUS. Urzędy pracy, po pierwsze, przyjmują obok elektronicznych wnioski papierowe (co utrudnia automatyzację), a po drugie, brakuje im urzędników, na których oszczędzano, gdy bezrobocie nie było problemem.

Dlatego przedsiębiorcy często nie mogą się doczekać obiecanego ratunku. Mocno drażni ich triumfalny ton władzy i przechwałki, że Polska przygotowała jeden z najlepszych pakietów pomocowych. Najbardziej zdesperowani wychodzą na ulicę. Zamiast propagandy władzy przydałoby się więcej empatii i wsłuchiwania w ich postulaty. Oni wiedzą najlepiej, co w tarczach nie działa i jak można to naprawić.

Ale nawet najlepsza pomoc może tylko złagodzić ból recesji. Nie zastąpi klientów i utraconych przychodów. Zwłaszcza w usługach, gdzie obiadów i noclegów w hotelach nie da się „naprodukować" na zapas i sprzedać, gdy popyt wróci. Dlatego jakaś doza niezadowolenia zawsze zostanie. Blizny będą boleć, nawet wtedy, gdy oddział ratunkowy zrobi swoje i pacjentka – nasza gospodarka – wreszcie będzie mogła opuścić szpital.

Pamiętają państwo kultowy amerykański serial „ER", czyli „Ostry dyżur"? Co chwila do szpitalnego oddziału ratunkowego w Chicago pogotowie przywoziło nieprzytomnych ludzi krwawiących po postrzałach i wypadkach. Takim pacjentem jest dzisiaj polska gospodarka „ustrzelona" przez koronawirusa i lockdown.

Czwartkowe dane o produkcji przemysłowej pokazały zaskakująco duży, 24,6-proc., spadek w kwietniu, dwa razy większy, niż zakładali ekonomiści. Recesja dotknęła aż 30 z 34 sektorów. Najmocniej dostało się motoryzacji (niemal 80 proc. spadku). Dobra wiadomość jest taka, że rany nie są śmiertelne. Zła – że pacjentka nieprędko dojdzie do siebie i będzie miała pokaźne blizny, ślady po firmach, które upadną.

Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne