Może jest też jakaś szansa na zmniejszenie udziału szarej strefy, choć akurat tutaj wątpię, by obcięcie jednorazowej opłaty za zatrudnienie wyrównało dodatkowe koszty związane z legalnym zatrudnieniem pracownika.
W naszej gospodarce brak ludzi do pracy staje się jedną z najważniejszych barier rozwoju firm. Nie możemy jednak liczyć na masowy napływ siły roboczej z sąsiednich państw. Ukraińcy czy Białorusini, podobnie jak Polacy, dawno już odkryli, że bardziej opłaca im się pracować w Niemczech czy w Irlandii. Tak naprawdę przełomem na polskim rynku mogą być dopiero szykowane na przyszły rok zachęty do sprowadzania pracowników z Chin i innych krajów Azji.
Przedsiębiorcom stworzy to szansę na pozyskanie tysięcy chętnych do pracy ludzi niemających wygórowanych wymagań. Jest to wprawdzie perspektywa kusząca, ale może budzić pewne zaniepokojenie, którego zresztą nie kryją polskie władze. Dla nich powstanie hermetycznej mniejszości narodowej, która rządzi się własnymi prawami, to pewien kłopot.
Urzędnicy przetestowali to już na przykładzie Wietnamczyków, którzy masowo napłynęli do Polski po 1989 r. i stworzyli prężnie działający biznes. Tyle że w większości poza kontrolą władz skarbowych i innych urzędów. Jeśli poważnie myślimy o pracownikach z Azji (a na pewno za częścią z nich przyjadą rodziny), to trzeba sobie będzie z tym poradzić. Liczę, że polskie władze to zrobią. Mam też nadzieję, że jeszcze więcej wysiłku włożą w przygotowanie zachęt do powrotu Polaków, którzy budują domy i drogi w Wielkiej Brytanii czy Irlandii.