Mając do wyboru bezpośredni wpływ na długoterminowe stopy lub wpływ pośredni na te stopy przez kształtowanie stopy krótkoterminowej i oczekiwań co do jej przyszłego poziomu, banki centralne wybierają drugie z tych rozwiązań.
Jest kilka przyczyn, dla których władze monetarne najlepiej czują się na „krótkim końcu” krzywej dochodowości. Utrzymywanie krótkoterminowych stóp na pożądanym dla gospodarki poziomie jest znacznie łatwiejsze niż kontrola stóp o dłuższym horyzoncie. Te ostatnie zależą przecież od zmiennych oczekiwań rynków finansowych co do poziomu przyszłych krótkoterminowych stóp.
Poziom długoterminowych stóp jest też dla banku centralnego źródłem informacji na temat oczekiwań inflacyjnych sektora prywatnego. Ich wzrost może oznaczać, że rynki finansowe oczekują wzrostu inflacji i związanej z tym reakcji banku centralnego.
Kryzys na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych wywołał niechęć banków komercyjnych do pożyczania sobie pieniędzy w obawie przed utratą środków. W efekcie znacząco wzrosła różnica między jednodniową stopą funduszy federalnych kontrolowaną przez amerykański bank centralny a stopami rynku pieniężnego w horyzoncie kilku miesięcy, których poziom wpływa na oprocentowanie kredytów dla firm i gospodarstw domowych. Ten wzrost oznaczał zaostrzenie polityki monetarnej, które w świetle nasilających się sygnałów o możliwym spowolnieniu amerykańskiej gospodarki nie było uzasadnione.
Próba skompensowania tego wzrostu poprzez obniżenie stopy funduszy federalnych rodziłaby ryzyko wzrostu oczekiwań inflacyjnych i inflacji. Dlatego Fed wspólnie z bankami centralnymi podjął działania polegające na wydłużeniu horyzontu operacji otwartego rynku i przeprowadzeniu operacji zasilających banki w płynność w horyzoncie do trzech miesięcy. W krótkim okresie sukces Fed będzie pewnie połowiczny. Choć stopy rynku pieniężnego spadły, banki nadal niechętnie pożyczają sobie pieniądze i stopy rynkowe mogą ponownie wzrosnąć.