W Polsce, choć czasami narzekamy na jakość wykonawstwa inwestycji, np. drogowych, budujemy w przyzwoitym europejskim tempie. Jednak okres poprzedzający wbicie pierwszej łopaty to już horrendum. Analizy, wydanie decyzji administracyjnych i przeprowadzenie przetargów właśnie trwają nam średnio dziewięć lat.
Na co się narzeka? Na nadmierny formalizm przepisów w zakresie oceny kwalifikacji wykonawców oraz złożonych ofert. Dzisiaj trzeba odrzucić często bardzo konkurencyjne oferty z powodu nieistotnych błędów w treści lub oczywistych omyłek rachunkowych w obliczaniu ceny. Przykładowo złe wyliczenie VAT, a w konsekwencji złe zaokrąglenie wielomilionowych kwot sięgające 1 gr, jest już wystarczającym powodem do odrzucenia oferty.Od dłuższego czasu gotowe są projekty zmian w ustawie, żeby wymienić tylko wysiłek włożony w ich napisanie przez Unię Metropolii Polskich czy Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Dyrekcja to instytucja podległa ministrowi infrastruktury. Dziwi fakt, że nie wykorzystuje się wykonanej pracy, rząd zaczyna od zera pisanie własnych ustaw. Dziękować Bogu, kierunek tych zmian, przynajmniej według zapowiedzi, rodzi nadzieję na poprawę sytuacji.
Żeby nie było jednak za słodko, w Urzędzie Zamówień Publicznych powstaje inna nowelizacja, która miast pomóc, jeszcze bardziej skomplikuje i wydłuży procedury. Przykładowo, jeżeli w trakcie składania ofert zamawiający zdecyduje się na zmianę specyfikacji istotnych warunków zamówienia, to ostateczny termin złożenia oferty biegnie od nowa, od chwili ogłoszenia tych zmian, jeżeli mają istotne znaczenie. Oczywiście nowe propozycje nie wyjaśniają, kiedy zmiana jest istotna, a kiedy nie. Pole do prawniczych popisów, odwołań, zażaleń będzie więc spore. Tylko czy urząd interesuje fakt zablokowania w czasie kolejnych inwestycji?Prezes UZP jest zresztą prawdopodobnie jedyną osobą w Polsce zadowoloną z funkcjonowania przepisów o zamówieniach publicznych. Jakakolwiek wzmianka o konieczności uproszczenia prawa budzi jego opór i oskarżenia o chęć zlikwidowania przetargów, co będzie zaproszeniem do rozszalałej korupcji. Wypadki ostatnich dni pozwalają jednak nie tylko oskarżyć tę instytucję o fundowanie inwestorom bólu głowy i straty czasu, ale także o marnotrawienie naszych pieniędzy. Jeżeli zwycięzcy przetargu na budowę autostradowej obwodnicy Wrocławia w decyzji administracyjnej odbiera się zadanie z powodu błędu w kosztorysie wynoszącego 47 zł, czego konsekwencją jest przyjęcie oferty konkurencyjnej droższej o 125 mln zł, nazwijmy rzeczy po imieniu. Jest to skandal i wystarczający powód do dymisji szefa UZP.
Adrian Furgalski, ekonomista TOR