64-letni Gallois to typowy członek francuskiej elity. Z wykształcenia jest ekonomistą i handlowcem. Całe życie zawodowe przepracował albo w administracji publicznej, albo w firmach państwowych lub ze znacznym udziałem państwowego kapitału.
Otrzymał stanowisko prezesa EADS, bo koncern potrzebował twardej ręki. A nie ma chyba we Francji tak zdeterminowanego menedżera jak Gallois. Prezydent Sarkozy wiedział, że były prezes kolei SCNF jest doskonałym negocjatorem, a taki był potrzebny w EADS choćby do przepychanek ze związkami zawodowymi.
W dzieciństwie chodził do szkoły prowadzonej przez jezuitów. To tam, jak twierdzi, nabrał szacunku do dyscypliny i pracy. Kiedy przyszedł do EADS, odmówił przyjęcia wynagrodzenia wyższego niż 15 tys. euro miesięcznie. Nadwyżkę przekazuje na konta organizacji humanitarnych.
– Moje pieniądze są moją sprawą – uciął dyskusję. Nie przyjął też akcji EADS jako części wynagrodzenia. – Wolę, by dostali je darmo pracownicy – powiedział.
Choć Niemcy niechętnie początkowo widzieli Francuza na tym stanowisku, teraz już mówią, że był to najlepszy wybór. Jeśli zrestrukturyzuje Airbusa, to będzie oznaczać, że jest w stanie dokonać rzeczy niemożliwej. Ale tak już przecież było w SCNF. Tym razem jednak jego sukces będzie równoznaczny z prawdziwą rewolucją we francuskim przemyśle.