Zdążyliśmy się już nawet przyzwyczaić, że co roku wzrost PKB okazuje się wyższy od założonego w budżecie – co poprawiało kondycję finansów publicznych – a deficyt budżetu niższy od planowanego. Czy teraz przyjdzie nam przeżyć odwrotną sytuację, w której wzrost gospodarczy okaże się niższy od – i tak rewidowanych co chwilę w dół – prognoz?

Analitycy zazwyczaj niechętnie podchodzą do prognozowania kursu walutowego, bo wpływa na niego zbyt wiele zmiennych, których nie są w stanie przewidzieć. A jak mówi jeden z profesorów, jego studenci częściej trafiają z kursem niż doświadczeni analitycy. Teraz kłopotem jest także prognozowanie przyszłych wydarzeń w gospodarce. Jak pokazują ostatnie tygodnie zawirowań w świecie finansów, trudna sytuacja i problemy gospodarek znajdują odzwierciedlenie w częstszych niż wcześniej zmianach prognoz gospodarczych. W tym tygodniu pojawi się wskazanie, że dynamika PKB w Polsce może spaść nawet poniżej 1 proc.

Dlatego dobrze by było, gdyby minister finansów jak najszybciej przedstawił swoje zaktualizowane prognozy gospodarcze. Zrozumiałe jest to, że opóźniając ten moment, zyskuje czas, by dowiedzieć się więcej o gospodarce, dzięki czemu rośnie szansa na bardziej precyzyjne opisanie przyszłości.

Ale działając z wyprzedzeniem, zyskałby czas na takie dostrojenie budżetu, które nie wymagałoby rewizji deficytu. Najgorsze, patrząc także na odbiór przez inwestorów na rynku finansowym, byłoby rewidowanie prognoz dopiero w przyszłym roku i jednoczesne zwiększanie deficytu. To znów mogłoby zachwiać siłą złotego i podać w wątpliwość nasz plan konwergencji.