Jak pobudzić kredytowanie

Polska – jak dotąd – sięga po rozsądne narzędzia do walki ze skutkami globalnego kryzysu gospodarczego – pisze prezes WestLB Bank Polska

Publikacja: 05.03.2009 03:07

Maciej Stańczuk

Maciej Stańczuk

Foto: Rzeczpospolita, Darek Golik DG Darek Golik

Red

Debata na temat kondycji i perspektyw rozwojowych sektora bankowego w Polsce nabiera przyspieszenia. Dzisiaj nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Praktycznie codziennie pojawiają się nowe pomysły uzdrowienia sytuacji, ożywienia rynku kredytów, często sprzeczne nie tylko z dotychczasowymi trendami i przyjętymi praktykami (co nie byłoby wcale takie złe, skoro te praktyki okazały się tak fatalne w skutkach), ale i ze zdrowym rozsądkiem.

[wyimek]Nakazem chwili obecnej polskiej polityki makroekonomicznej jest utrzymanie aktywności gospodarczej przy maksymalnej dyscyplinie budżetowej[/wyimek]

Europa poprzez kryzys finansowy stanęła na krawędzi chaosu. Wiele krajów zaczęło stosować różne pakiety stymulacyjne, które mają zapobiec skutkom recesji gospodarczej. Ich zakres, jak również programy ratowania systemu finansowego w poszczególnych krajach europejskich i USA wskazują wyraźnie, że górę biorą potrzeby bieżącej polityki, które nie zawsze bazują na rzetelnej analizie przyczyn i skutków podejmowanych lekką ręką decyzji o angażowaniu niewyobrażalnych dotąd pieniędzy publicznych. Próbując te decyzje interpretować, można odnieść wrażenie, że w ostatnich kilku miesiącach mieliśmy do czynienia z jakąś totalną zmianą paradygmatów w dotychczasowym myśleniu ekonomistów.

[srodtytul]Polski kierunek[/srodtytul]

Punkt widzenia polskiego rządu jest inny. Choć jest jeszcze stanowczo zbyt wcześnie, by można było zweryfikować skuteczność zastosowanych środków, to już dzisiaj można stwierdzić, że nie jest możliwe w polskich warunkach stymulowanie gospodarki poprzez ogromne wydatki państwa i stosowanie na dużą skalę ulg podatkowych.

Nie można bez żadnej rzetelnej analizy brnąć w ślepy zaułek nieprzemyślanych programów pomocy publicznej, nawet jeśli wokół większość naszych partnerów gospodarczych kroczy tą drogą. Powody, dla których nie powinniśmy w Polsce zwiększać deficytu budżetu, są analizowane przez wielu renomowanych ekonomistów. Instytut FOR aktywnie i niestrudzenie walczy z mitami o rzekomo korzystnych skutkach wzrostu zadłużenia państwa na wielu frontach i niestety jak dotąd nie doczekał się rzeczowej polemiki zwolenników powszechnego interwencjonizmu państwowego.

Bardzo pozytywna w prasie fachowej była reakcja na artykuł Leszka Balcerowicza i Andrzeja Rzońcy w „Financial Times” na temat negatywnych skutków różnych pakietów pobudzających gospodarkę.

[wyimek]Najgorszą reakcją na obecny kryzys byłaby panika sprowadzająca się do ślepego kopiowania działań innych krajów[/wyimek]

O ile teza, że pobudzanie popytu mechanizmami fiskalnymi nie wzbudza w zasadzie większych kontrowersji, o tyle finansowanie zwiększonym deficytem wydatków publicznych już takie oczywiste nie jest. Pomijając udowodnioną w wielu badaniach tezę, że inwestycje publiczne charakteryzują się znacznie mniejszą produktywnością niż inwestycje prywatne, co oznacza po prostu marnotrawstwo środków publicznych, wiele studiów przeprowadzonych niedawno w USA wskazuje, iż i efektywność wydatków publicznych nie jest duża:

1 dolar więcej wydany w ich ramach powoduje wzrost PKB o 1,4 dolara. Z kolei badania Christiny Romer pokazują, że cięcia podatków o 1 dolar powodują wzrost dochodu narodowego o 3 dolary.

Wygląda na to, że autorka tego badania zmieniła pogląd po objęciu wysokiego stanowiska w administracji Obamy. W świetle tych badań widzimy wyraźnie, że polityka polskiego rządu walki z kryzysem finansowym wcale nie stoi w sprzeczności z empirią (w 2009 r. to obniżka PIT uchwalona przez poprzedni rząd).

[srodtytul]Nie bronić przed upadkiem[/srodtytul]

Innym istotnym elementem dyskusji publiczej w USA i Europie Zachodniej są żądania gigantycznej pomocy publicznej już nie tylko dla sektora finansowego, lecz również dla szeregu innych zagrożonych recesją branż gospodarki. Czy rzeczywiście argument silnych związków producentów i kooperantów jest na tyle ważki, że wyjęcie z niego jednego elementu może sprowokować powstanie w gospodarce realnej takiej krytycznej sytuacji jak upadek Lehman Brothers? Otóż wydaje mi się, że tak nie jest.

System bankowy powinien być szczególnie chroniony, gdyż zapewnia finansowanie potrzeb bieżących i inwestycyjnych całej gospodarki. Natomiast w firmie produkcyjnej po jej upadłości pozostaje przecież majątek, który w ramach postępowania upadłościowego może być sprzedany i wykorzystany przez innych. Tak jak izolacjonizm i protekcjonizm są fałszywą odpowiedzią na kryzys finansowy, tak niedopuszczanie do upadku pojedynczych, nawet istotnych elementów łańcucha produkcyjnego ważnych branż gospodarki realnej jest działaniem błędnym.

Te sądowe postępowania upadłościowe powinny zapewnić utrzymanie produktywnych części przedsiębiorstwa znajdującego się w upadłości. Znaczenie tego instrumentu ważne jest w szczególności w czasie kryzysu. Możliwość upadłości jest immanentną częścią gospodarki rynkowej, tak jak zastępowanie jednych polityków drugimi w wyniku wyborów jest podstawą demokracji parlamentarnej.

Fakt, że bankructwa mnożą się w szczególności w fazie recesji, nie jest jeszcze wystarczającym powodem, żeby państwo od razu uruchamiało programy ratunkowe. Groźba bankructwa jest istotnym argumentem dla efektywnego zarządzania przedsiębiorstwem, a tylko takie może w dłuższym okresie czasu tworzyć trwałe miejsca pracy. Programy wsparcia angażujące środki publiczne mają sens tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z oczywistą dysfunkcjonalnością rynku (np. badania i rozwój).

[srodtytul]Banki winne i niewinne[/srodtytul]

Zastanówmy się zatem, jak w aspekcie powyższych stwierdzeń powinien wyglądać adekwatny program odblokowujący kanały kredytowania polskiej gospodarki.

Po pierwsze, w warunkach gdy 70 proc. rynku bankowego kontrolowane jest przez banki zagraniczne, nieadekwatny wydaje się postulat uruchamiania jakiejś wyjątkowej pomocy systemowej, gdyż ewentualne dokapitalizowanie banków powinno mieć miejsce na poziomie spółek matek, a z tym rząd polski nie ma nic wspólnego.

Po drugie, problem wstrzemięźliwości kredytowej wynika przede wszystkim z totalnego braku zaufania między bankami. Bezpośrednim efektem upadku banku Lehman Brothers w USA było natychmiastowe zawieszenie większości limitów międzybankowych i zamarcie tego rynku. Mimo że sytuacja stopniowo i powoli się poprawia, tak długo jak stawki referencyjne nie będą odzwierciedlać stawek rynkowych, trudno mówić o normalizacji sytuacji. Wydaje mi się jednak, że bank centralny we współpracy z KNF i rządem mogą i powinny być w stanie zdefiniować program adekwatny do rzeczywistych potrzeb sektora, a nie rozwiązujący tylko partykularne interesy poszczególnych instytucji finansowych.

Jest jeszcze inny problem. Wiele banków prowadzących działalność operacyjną w Polsce skorzystało z programów pomocowych swoich rządów i nie do końca jest w stanie określić ich koszty. W takich warunkach trudno się angażować w nową akcję kredytową, nie będąc w stanie ocenić kosztów jej refinansowania. Nie jesteśmy też w stanie dokładnie stwierdzić, jaki wpływ na zdolność kredytową kredytobiorców będzie miało spowolnienie gospodarcze. Na początku roku widzimy, że nawet największe podmioty gospodarcze na naszym rynku mają duże problemy z przygotowaniem prognoz finansowych. Trudno zatem winić banki, że zwlekają z podejmowaniem decyzji.

[srodtytul]Tylko bez paniki[/srodtytul]

Mimo tych obiektywnych uwarunkowań warto rozważyć następujące kroki:

1. Dalsze zwiększanie płynności rynku poprzez rozszerzanie operacji repo o pakiety kredytów hipotecznych i korporacyjnych przez NBP w zamian za dostarczenie bankom płynności. EBC jak również banki centralne większości krajów strefy euro akceptują jako zabezpieczenie kredyty i obligacje korporacyjne powyżej określonego minimalnego ratingu wiarygodności kredytowej. Dla komitetów kredytowych wielu banków fakt uznania nowego kredytu jako adekwatnego dla operacji repo jest istotnym czynnikiem wydania pozytywnych decyzji.

2. Mamy na naszym rynku zadziwiający fenomen polegający na tym, że bank centralny dostarcza bankom płynności w ramach operacji otwartego rynku, ale zaraz tę płynność ogranicza poprzez operacje reverse repo. Bilans tych operacji jest z grubsza zrównoważony. Propozycja czasowego zawieszenia operacji reverse repo powinna być rozważona jak najszybciej, żeby uniemożliwić bankom nadmierne rozbudowanie poduszki płynnościowej kosztem kredytowania realnej gospodarki.

W ostateczności do rozważenia jest również znaczne (nawet do zera) obniżenie stopy depozytowej NBP. W tym kontekście słuszny skądinąd postulat obniżenia stawek rezerwy obowiązkowej też powinien być powiązany z pewnym zobowiązaniem po stronie banków, że zwiększona w ten sposób płynność będzie wykorzystana do podtrzymania bieżącej akcji kredytowej.

3. Stosowanie przez NBP dłuższych operacji otwartego rynku (sześciomiesięcznych i dłuższych).

4. Poważne rozważenie propozycji Stefana Kawalca, która zastosowanie pewnych instrumentów wsparcia rządowego (m.in. gwarancje kredytowe dla przedsiębiorstw, gwarancje dla depozytów na rynku międzybankowym o charakterze powszechnym) wiązałaby z osiągnięciem przez banki pewnego pułapu akcji kredytowej.

5. Nie sądzę, by przy obecnej strukturze własnościowej sektora bankowego można było skutecznie zrealizować postulat dokapitalizowania banków w celu podniesienia ich współczynnika adekwatności kapitałowej.

Najgorszą reakcją na obecny kryzys jest panika sprowadzająca się do ślepego kopiowania decyzji podejmowanych przez kraje bardziej dotknięte recesją. Nie jest to kryzys wolnorynkowej gospodarki, ale dowód na to, że łamanie jej podstawowych zasad w długim okresie nie zostaje bezkarne.

Nakazem chwili polskiej polityki makroekonomicznej jest dzisiaj podtrzymanie aktywności gospodarczej przy możliwie maksymalnej dyscyplinie budżetowej. Jest to korzystne dla międzynarodowej pozycji Polski jako miejsca konkurującego o inwestycje zagraniczne i wspiera wiarygodność naszej polityki gospodarczej. Wydaje mi się, że polityka polskiego rządu w tym zakresie spełnia dzisiaj tak zdefiniowane wymagania.

[i]Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji[/i]

Debata na temat kondycji i perspektyw rozwojowych sektora bankowego w Polsce nabiera przyspieszenia. Dzisiaj nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Praktycznie codziennie pojawiają się nowe pomysły uzdrowienia sytuacji, ożywienia rynku kredytów, często sprzeczne nie tylko z dotychczasowymi trendami i przyjętymi praktykami (co nie byłoby wcale takie złe, skoro te praktyki okazały się tak fatalne w skutkach), ale i ze zdrowym rozsądkiem.

[wyimek]Nakazem chwili obecnej polskiej polityki makroekonomicznej jest utrzymanie aktywności gospodarczej przy maksymalnej dyscyplinie budżetowej[/wyimek]

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację