W mieścinie liczącej kilkuset mieszkańców elektrownia z kominem wznoszącym się na 300 metrów w niebo jest nie tylko największym pracodawcą, ale też swoistą atrakcją turystyczną jako zakład o jednej z najwyższych emisji dwutlenku węgla w Europie.

Tymczasem informacja o planowanej przez koncern CEZ rozbudowie firmy dotarła aż do... Mikronezji, federacji 607 wysp rozciągających się na wschód od Filipin. A ta powiedziała inwestycji: „nie!”, powołując się na konwencję z Espoo o ocenach oddziaływania na środowisko w kontekście transgranicznym. Mikronezja nie ma wspólnej granicy z Czechami, jednak emisje CO2 wpływają na klimat na całym świecie i przyczyniają się do powodzi oraz powolnego zatapiania wysp – argumentuje rząd wyspiarskiego kraju. Prawnicy winszują Mikronezji argumentów i spodziewają się serii nowych procesów przeciwko emisjom dwutlenku węgla.

W zasypanej śniegiem Europie można się teraz śmiać z globalnego „ocieplenia”. Ale szefom CEZ nie jest bynajmniej do śmiechu. Podobnie jak właścicielom innych elektrowni węglowych, którzy będą musieli w swoich planach inwestycyjnych oceniać ich skutki dla... zatapianych wysp na oceanach.