Windows dressing, czyli przemeblowanie portfeli inwestorów finansowych, tak by w sprawozdaniach finansowych prezentowały się jak najlepiej, odbywa się w zasadzie co kwartał. Poza tym, że jedne akcje są sprzedawane, a inne dokupowane, zarządzający starają się zadbać o to, by wyceny akcji w ich portfelach były jak najwyższe. Wszak ich premia zależy od wyników.
Są jednak ruchy cen zaskakujące i wywołujące konsternację oraz podejrzenia, że w tym przypadku doszło albo do spekulacji, albo do przecieku informacji. W ostatnich dniach 2010 roku prezes dobrze znanej także w Polsce firmy Belvedere zamiast cieszyć się, że kurs akcji kierowanej przez niego spółki rośnie, publicznie uznał, że skoki cen akcji mają niewiele wspólnego z wyceną rynkową. I zwrócił się do francuskiego regulatora giełdowego AMF o wszczęcie śledztwa w sprawie manipulowania walorami spółki.
Co zbulwersowało prezesa? Otóż 23 grudnia kurs papierów Belvedere, które nie tak dawno temu otarło się o bankructwo, skoczył o 18,4 proc. Wcześniej akcje firmy w niespełna dwa miesiące podrożały o ponad 100 proc. Prezes podejrzewa, że kursem akcji spółki manipulują trzy instytucje finansowe.
Na warszawskiej giełdzie podwojenie ceny akcji spółki nie przeszłoby niezauważone, ale pewnie nie znalazłby się prezes, który uznałby taki wzrost za nieuzasadniony i byłby skłonny zainteresować sprawą naszego regulatora, czyli Komisję Nadzoru Finansowego. Zwykle skok cen cieszy prezesów, a pytani o jego przyczyny zazwyczaj mówią, że ich nie znają. Czasami dodają, że kurs rynkowy był zaniżony i teraz inwestorzy to dostrzegli.
Nie inaczej było, gdy w ostatnią środę w czasie sesji nawet o ponad 13 proc. drożały, przy dość wysokich obrotach akcje NFI Midas. Nowy prezes spółki pytany przez „Parkiet” o przyczyny wzrostu odpowiedział, że nie wie, dlaczego papiery drożały właśnie tego dnia i wskazywał, że wcześniej zostały sporo przecenione.