Większość gospodarstw domowych ma jakiś kredyt, choćby w rachunku bieżącym, a decyzja Rady Polityki Pieniężnej oznacza, że teraz trzeba będzie spłacać wyższe odsetki.

Również firmy odczują wzrost kosztów finansowania, co zmniejszy ich zyski. Nikt więc z podniesienia stóp procentowych się nie cieszy, może poza kilkoma politykami, którzy mają okazję błysnąć w roli obrońców zwykłych Polaków. Znowu usłyszymy o duszeniu gospodarki i nadmiernie restrykcyjnej polityce pieniężnej.

Czy jednak rzeczywiście ta polityka jest bardzo restrykcyjna? Zadaniem RPP jest dbanie o stabilność pieniądza, czyli po prostu o to, żeby inflacja była niska i nasze pieniądze – czy to zarabiane, czy zaoszczędzone – nie traciły na wartości. A niestety tracą, bo wskaźnik wzrostu cen konsumpcyjnych był w kwietniu tego roku aż o 4,5 proc. wyższy niż rok temu. Powszechne poczucie rosnących cen spowodowało wzrost żądań płacowych, a ich realizacja może spowodować, że wysoka inflacja dalej będzie wysoka, bo jak ktoś ma więcej pieniędzy, to łatwiej mu zaakceptować rosnące ceny. A wtedy znowu można zażądać podwyżek i tak w koło Macieju...

RPP, podnosząc stopy i zapowiadając możliwość kolejnych interwencji, pokazuje, że poważnie traktuje swoją misję. I to bardzo dobrze, bo zbyt słaba i spóźniona reakcja mogłaby sprawić, że spirala inflacji rozkręciłaby się na dobre, a wtedy stopy procentowe trzeba byłoby podnosić do poziomu, który rzeczywiście zamroziłby wzrost gospodarczy.

Tymczasem ich obecny poziom najwyraźniej jest do zaakceptowania dla gospodarki. Pojawiły się bowiem sygnały, że firmy przestały wreszcie gromadzić pieniądze na kontach i zaczęły je inwestować. Także w ich interesie jest więc takie manewrowanie stopami procentowymi, żeby spłata kredytów, które zaciągną, kosztowała w przyszłości jak najmniej.