Szczyt państw strefy euro, efektownie długi, zakończony w środku nocy jest sukcesem o tyle, że przyjęto na nim wszystkie zapowiadane wcześniej rozwiązania służące do ratowania Grecji, a przez to wspólnej waluty, i zatrzymania rozlewania się kryzysu zadłużeniowego na inne kraje Wspólnoty. Sądząc po reakcji rynków wszyscy odetchnęli z ulgą – na europejskich parkietach wzrosty, euro wzmocniło się w stosunku do dolara.
Jednym ruchem skreślono 50 proc. wartości greckich obligacji, znajdujących się w posiadaniu prywatnych banków, które zgodziły się na taką wielkość umorzenia. Ich straty sięgną 100 mld euro, za to helleński dług spadnie do 250 mld euro, z którymi oczywiście też trzeba będzie – w bliższej i dalszej perspektywie coś zrobić. Istotna dla rynków jest także zgoda na zwiększenie europejskiego funduszu ratunkowego EFSF do biliona euro, choć to, skąd mogą pochodzić ewentualne środki budzi już nieco mniejszy entuzjazm (chodzi m.in. o Chiny). Przyklepano także dokapitalizowanie banków, a premier Włoch Silvio Berlusconi przedstawił plan reform, który będzie z zapałem wdrażał u siebie, by uniknąć losu Grecji. Trzeba jednak podkreślić, że teraz będą ustalane szczegóły tych wszystkich rozwiązań, na razie szczyt zakreślił ramy politycznego porozumienia.
Zadowolona z przebiegu szczytu była szefowa MFW Christine Legarde, choć wyraźnie podkreślała, że ważniejsze od umorzenia części greckiego długu będzie zdolność tego kraju do pełnego wdrożenia niezbędnych reform. No właśnie. Bo choć giełdy świecą dziś na zielono tak naprawdę do ogłoszenia sukcesu droga jeszcze daleka. Kryzys w UE trwa, problem nadmiernego zadłużenia państw UE, z których już sześć przekracza niebezpieczny próg zadłużenia 90 proc. PKB, nie został systemowo rozwiązany, niebezpieczeństwo wisi nad kolejnymi państwami, a co gorsza nie ma na razie większych szans na istotne ożywienie gospodarcze, co pomogłoby w wyprowadzeniu kontynentu na prostą.
Tak naprawdę Unia kupiła sobie trochę czasu. Trzeba go wykorzystać na przygotowanie reform, które zabezpieczą gospodarkę Unii przed podobnymi wstrząsami w przyszłości. Nie można sobie teraz pozwolić na osiadanie na laurach, bo to prosta droga do rozlania się greckiej zarazy na kraje, których nawet powiększony ESFS może nie zdołać uratować. Co to by oznaczało dla UE, a zatem i dla Polski, tłumaczyć nie trzeba.
Wojciech Romański