Ruszyły wielkie porządki. Choć trudno mówić, że wiosenne, to generalne. Bukmacherzy mogliby się świetnie bawić obstawiając, który z prezesów spółek skarbu państwa zachowa posadę. Tylko czy te firmy to szafa z ubraniami, żeby je wietrzyć nawet wtedy, gdy u władzy jest nadal ta sama ekipa?
Gdy przychodzi nowa władza, zmiany są oczywiste. Ale gdy jest ta sama, nikt nie spodziewa się rewolucji. A jednak. Zarówno minister skarbu Mikołaj Budzanowski ma swoją wizję, jak powinny być kierowane firmy z udziałem skarbu państwa (a że firm tych jest coraz mniej, to i wizji jest coraz więcej...), tak i wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz będzie chciał pokazać wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi, jak należy zaopiekować się górnictwem węgla kamiennego. Drżą już Kompania Węglowa i Katowicki Holding Węglowy, bo pomysł ich połączenia może wrócić jak bumerang. Na razie jednak spółki węglowe muszą się wyspowiadać ze składów rad nadzorczych wszystkich podległych im jednostek. W końcu dzięki wymianie rady można zmienić i cały zarząd, czyż nie? Oczywiście ministerstwo gospodarki które na maila z pytaniami na poniedziałek odpowiedziało w środę twierdzi, że resort nie nakazał spółkom węglowym przeglądu rad. Resort może nie, ale ja nie pytałam o cały resort... Czy w takim razie prezes którejkolwiek ze spółek z udziałem skarbu państwa (w sumie jest ich ok. 900) może być spokojny o swój los? Pewnie tak, ale przy największych firmach mam pewne wątpliwości. Skoro szefowie PGNiG i PGE mieli na tyle ważne powody osobiste, by odejść, to dlaczego równie ważnych nie miałby mieć prezes KGHM Polska Miedź czy Tauronu? Albo PERN Przyjaźń, albo Totalizatora Sportowego? Albo i Kompanii, czy Jastrzębskiej Spółki Węglowej? Czy może Orlenu lub Lotosu? Tylko najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie, co poza zmianą tej wielkiej armii, często nawet dość kompetentnych szefów spółek skarbu, uzyskamy? My nic, bo wymiana tychże kadr to koszt ponad 100 mln zł. Ale za to udowadnianie siły wpływów poszczególnych partii czy ministerstw na pewno się powiedzie.