Swoje pomysły KE zawarła w dwóch dokumentach – dyrektywie i rozporządzeniu. Jeśli wejdą w życie, państwa UE będą musiały w identyczny sposób kwalifikować niektóre rodzaje zachowań rynkowych i uznać je za przestępstwa na gruncie prawa karnego. Chodzi głównie o wykorzystywanie przy zawieraniu transakcji informacji, które – gdyby zostały ujawnione – wpłynęłyby na zachowania inwestorów lub wycenę aktywów. Nowe przepisy dotyczyć mają zarówno rynków regulowanych, jak i obrotu pozagiełdowego.
Karane ma być też „przekazywanie fałszywych lub wprowadzających w błąd sygnałów" o popycie, podaży lub cenach instrumentów finansowych i „kształtowanie cen" na sztucznym poziomie. Komisji zależy, by nieuczciwy gracz mógł spodziewać się sankcji karnych w każdym kraju UE. Tylko w ten sposób zdaniem Brukseli można uniknąć przenoszenia przestępczych procederów do krajów, w których prawo jest najbardziej liberalne.
Problem w tym, że dla części ekspertów różnice w surowości przepisów to argument niewystarczający, by uzasadnić zamiar ich harmonizacji. Analitycy z niemieckiego Centrum für Europäische Politik (CEP) zwracają uwagę, że Unia ma co prawda kompetencje w zakresie ujednolicania prawa karnego, ale może z nich skorzystać, gdy jest to niezbędne do zapewnienia skutecznej realizacji jej polityki. Czy tak jest w tym przypadku? CEP ma wątpliwości – w raporcie podkreśla, że ściganie osób wykorzystujących poufne informacje lub manipulujących rynkiem zależy w dużej mierze od aktywności krajowych organów. A skoro tak, nie można uznać harmonizacji za „jedyne obiecujące rozwiązanie, które pozostało".
CEP ma też poważne wątpliwości co do użytej terminologii. Komisja nie wyjaśnia, co dokładnie rozumie pod pojęciem „rozpowszechniania wprowadzających w błąd sygnałów" i „wykorzystywania fałszywych pretekstów". Inwestorzy mogą więc czuć się zaniepokojeni.
Pełna wersja analizy dostępna jest na stronie fundacji FOR