To do nas płyną dziesiątki miliardów euro, za które budujemy drogi, rozwijamy firmy, pomagamy bezrobotnym itp. Wszystkie analizy pokazują, że dzięki unijnym funduszom polska gospodarka rozwija się szybciej i prężniej.

Argument, że z tego naszego małego raju korzystają też państwa starej UE jest bardzo trafiony. To nic, że przy okazji pokazuje, że spora część europomocy z kraju nam wypływa. Najważniejsze jest, że najwięksi płatnicy składek do unijnego budżetu nie są tak bardzo poszkodowani, jak mogłoby się wydawać.

To może pomóc przy negocjacjach budżetu UE na lata 2014 – 2020, które wchodzą w decydującą fazę. Podobnie zresztą przychylne spojrzenie możemy uzyskać dzięki podpisaniu paktu fiskalnego, który wcale dla nas nie jest ekonomicznie przyjemny.

Zebranie jak najwięcej argumentów na „tak" jest Polsce po prostu niezbędne. O ile bowiem kryzys obszedł się z nami w miarę łaskawie, o tyle z innymi krajami UE już nie. Problem polega już nie tylko na tym, że gospodarki takich potęg jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania ledwo dyszą, co oznacza ich mniejsze dochody budżetowe. Największym kłopotem są bieżące potrzeby finansowego wsparcia dla upadających krajów. To znacznie większe kwoty niż budżet pomocy w ramach polityki spójności.

Niestety, ryzyko, że te bieżące potrzeby okażą bardziej priorytetowe niż wsparcie m.in. dla Polski, jest teraz chyba największe.