A przecież kto jak kto, ale bankowcy najlepiej orientują się w stanie gospodarki, bo na bieżąco zbierają informacje od swoich klientów.
Wprawdzie zyski swoich instytucji finansiści szacują ostrożnie, bo mają one wzrosnąć tylko o jeden procent, ale trzeba pamiętać, że 2011 rok był pod tym względem rekordowy dla sektora
(15,7 miliarda złotych) i trudno byłoby go wyraźnie przekroczyć nawet przy bardzo dobrej koniunkturze.
Pozytywne jest oczekiwanie, że wartość kredytów dla przedsiębiorstw wzrośnie bardziej niż ich depozytów. Oznacza to, że powinny wyraźniej ruszyć inwestycje. W ostatnich latach firmy wolały bowiem gromadzić środki na kontach, niż wydawać pieniądze na zwiększanie mocy produkcyjnych.
Jest jednak kilka elementów, które budzą niepokój. Banki przewidują, że finansowanie małych firm zwiększy się bardzo nieznacznie. A to może oznaczać, że po prostu będą one miały jeszcze trudniejszy dostęp do kredytów niż teraz. Podobnie niewielki jest przewidywany wzrost pożyczek mieszkaniowych. To potwierdza, że zakup mieszkania jest dla Polaków coraz trudniejszy. Wprawdzie lokale tanieją, ale po regulacjach wprowadzonych przez Komisję Nadzoru Finansowego trudniej o spełnienie wymaganej tzw. zdolności kredytowej.