Potrzeby są pilne – to inwestycje i spłata co najmniej 100 mln zł długu. Od dawna na rynku mówi się, że sytuacja finansowa holdingu jest, delikatnie rzecz ujmując, trudna.
Z informacji „Rz" wynika, że nadzorujące górnictwo Ministerstwo Gospodarki szykuje plan B, na wypadek gdyby emisja z takich czy innych względów nie doszła do skutku. Miałby on zakładać kupienie kulejącego KHW przez Jastrzębską Spółkę Węglową.
To dobrze, że resort szuka sposobów na postawienie na nogi kolejnej firmy węglowej. To chwalebne, że nie poprzestaje na jednym scenariuszu. To ważne, że chce wpuścić więcej transparentności do działań i finansów kolejnej firmy (wszak obecność na giełdzie zobowiązuje), co istotne jest także dla wizerunku śląskich przedsiębiorstw z branży.
Jednak pomysł połączenia z JSW ma przynajmniej jedną drobną wadę. To trochę jak jak w starym powiedzeniu – mieć ciastko i zjeść ciastko. Albo, albo. Jeśli państwowy właściciel decyduje o łączeniu należących do niego firm – ma do tego święte prawo, jak każdy wyłączny właściciel. Ale tu sprawa ma się inaczej. Nie upłynął jeszcze nawet rok, od kiedy państwo zdecydowało się na wprowadzenie JSW na giełdę (zostawiło sobie ok. 62 proc. akcji) – a więc na dopuszczenie prywatnych inwestorów. Czy ktoś ich spytał, co sądzą o pomyśle ratowania kulejącego KHW przez „ich" spółkę?
A głosy analityków są raczej zgodne. O ile mariaż KHW z JSW byłby korzystny dla tego pierwszego, o tyle ta druga raczej na tym straci. Dlaczego prywatni inwestorzy mają się dorzucać do ratowania KHW? Dlaczego państwo zamierza zrzucić na nich część odpowiedzialności za sytuację holdingu?