W ostatnich miesiącach rynek TFI żył zmianami personalnymi na stanowiskach zarządzających. W Polsce odbywają się one w ogóle dosyć często – statystycznie rzecz biorąc, jedna osoba pracuje przy funduszu niecałe dwa lata.
Z rotacją ludzi, od których bezpośrednio zależą losy naszych oszczędności, wiąże się tzw. ryzyko kadrowe, z którego, wybierając fundusz, często nie zdajemy sobie sprawy.
Wspólnie czy solo?
TFI próbują ograniczać negatywne skutki rotacji pracowników, wprowadzając zespołowe modele zarządzania, w których decydujące znaczenie ma cały proces inwestycyjny, inny w każdej instytucji, a nie kompetencje pojedynczego zarządzającego.
– Zespołowy model zarządzania portfelami akcyjnymi wprowadziliśmy w marcu. Co do zasady, zwłaszcza w perspektywie długoterminowej, taki model jest dla klientów bezpieczniejszy, ponieważ zapewnia ciągłość realizowanej polityki i pozwala zachować wyniki, nawet jeśli skład zespołu się zmieni – przekonuje Grzegorz Łętocha, dyrektor inwestycyjny BPH TFI.
– Jako regułę można przyjąć, że zarządzanie zespołowe jest jednak bardziej benchmarkowe – zwraca uwagę Jarosław Skorulski, prezes TFI Allianz. Oznacza to, że wyniki funduszy zarządzanych zespołowo rzadko zdecydowanie odbiegają (w górę i w dół) od punktu odniesienia (dla funduszu akcji może to być np. indeks WIG).