Tym razem nie z powodu braku pieniędzy – bo Unia dawała nam na ten cel prawie miliard euro. Z powodu urzędniczej nieudolności i podejrzeń o korupcję. Doprowadziły one do zawieszenia unijnego finansowania wielkiego projektu stworzenia zintegrowanej platformy cyfrowej, za pomocą której moglibyśmy – wreszcie – porozumiewać się z urzędami bez potrzeby stania w kolejkach i biegania od okienka do okienka z różnorodnymi zaświadczeniami.
Nagle więc okazało się, że cyfryzacja jest jednym z największych zmartwień narodu polskiego zaraz za skandalicznym spiskiem na rzecz zmuszenia ludzi do pracy w wieku 67 lat. Opozycja oczywiście stwierdziła, że jest to ostateczny dowód bankructwa polityki rządu. Są nawet szanse na to, że klęska e-administracji i zawieszenie wypłat na ten cel z funduszy strukturalnych usuną w cień już nie tylko opóźnienia w budowie dróg i modernizacji kolei, ale nawet przebieg Euro 2012 (z czego być może ucieszyliby się Grzegorz Lato, Franciszek Smuda i polska drużyna narodowa).
Sprawa z kolejnymi opóźnieniami i niepowodzeniami przetargów informatycznych ma jednak drugie, znacznie głębsze i bardziej ponuro wyglądające dno. Klęska e-administracji nie wzięła się znikąd. Od ponad 20 lat z mozołem budujemy w Polsce nowoczesną gospodarkę rynkową. Gospodarka rynkowa oparta jest przede wszystkim na przedsiębiorczości obywateli, tworzących i rozwijających prywatne firmy.
Ale we współczesnym świecie nie da się zbudować takiej gospodarki bez sprawnego aparatu administracji państwowej i samorządowej. Aparat taki powinien być tak mały i tani, jak tylko się da – ale jednocześnie skuteczny, życzliwy obywatelom i biznesowi, usuwający przeszkody dla rozwoju (a nie tworzący nowe), ułatwiający ludziom życie. Aparat taki musi zatrudniać uczciwych, kompetentnych, dobrze wykształconych i przyzwoicie opłacanych urzędników. Aparat taki musi działać w sposób przejrzysty, wolny od korupcji, oparty na jak najprostszych prawach i klarownych zasadach. Aparat taki musi wreszcie działać w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem.
Problemy z cyfryzacją wynikają po prostu z tego, że takiego aparatu administracji państwowej w ciągu 23 lat budowy nowoczesnej Polski nie udało się stworzyć. Zamiast niego mamy posady w urzędach traktowane jak polityczne łupy albo okazje do zatrudniania krewnych i znajomych królika (czasem nawet pędzącego). Mamy przerost zatrudnienia, niską efektywność i biurokratyczną indolencję. Mamy niespójne i zagmatwane przepisy, pozostawiające zbyt dużo miejsca na uznaniowość decyzji. Mamy kiepsko opłacanych urzędników – co z jednej strony zwiększa ryzyko korupcji, z drugiej zaś powoduje, że ludzie, którzy powinni pozostać w administracji i ją modernizować, z ulgą odchodzą do sektora prywatnego. A skoro to właśnie mamy, nie dziwmy się ani kolejkom w urzędach, ani bezmyślnej biurokracji, ani niezdolności do skutecznego wdrożenia skomplikowanych projektów, takich jak e-administracja.