Ministerstwo Gospodarki zapowiada kolejne ustawy upraszczające procedury administracyjne i opowiada o deregulacji . „Zgodnie z dyspozycją wicepremiera Waldemara Pawlaka ustawy te przygotowywane są w ministerstwie cyklicznie" – chwali szefa wiceminister Mariusz Haładyj. To zabawne, bo prawdziwa deregulacja z natury rzeczy powinna zlikwidować potrzebę „cyklicznej deregulacji".
Ale wystarczy spojrzeć, co w tych ustawach ma być , żeby zobaczyć, że „deregulować" można bez końca. Otóż pan Haładyj zapowiada zamianę kopii notarialnych na zwykłe i ujednolicenie formularzy, np. zezwolenia na prowadzenie apteki czy hurtowni farmaceutycznej, zgłoszenia rozbiórki obiektu budowlanego, czy wpisu do rejestru organizatorów turystyki i. Otóż w świecie, gdzie słowa mają określone znaczenie, deregulacja polega na tym, że przepis znika. Że nie trzeba zezwolenia na prowadzenie apteki i że nie istnieje rejestr organizatorów turystyki. Uproszczenie to nie to samo co deregulacja.
Weźmy na przykład taki ser koryciński. Otóż istnieje przepis mówiący, że wolno go sprzedawać tylko w województwie podlaskim i okolicznych powiatach. Dlaczego? Bo to produkcja „marginalna, lokalna i ograniczona". Gdyby producenci chcieli sprzedawać dalej, muszą poddać się nadzorowi weterynaryjnemu. To znaczy, przepisy zakładają, że jak ktoś sprzedaje w pobliżu, to ser jest zdrowy, a jak dalej to chory. I ja ten ser kupuje w Blue City w Warszawie nie wiedząc , że uczestniczę w łamaniu prawa i co gorsza - trując się obrzydliwie bez nadzoru weterynaryjnego.
Ministerstwo rolnictwa argumentuje, że przepisy unijne jeszcze bardziej ograniczają swobodę handlu. Czyli uzasadnia własny absurd faktem, że gdzie indziej istnieje jeszcze większy absurd. Cóż, bez podpalenia całej tej makulatury w Brukseli i Warszawie, biurokracja zabije przedsiębiorczość i przedsiębiorców.
Na razie papierowa twórczość kwitnie w najlepsze. Ministerstwo Środowiska zapowiedziało ustawę regulującą opodatkowanie węglowodorów. Zdziwiłem się, że ochroniarze zajmują się podatkami, ale niech będzie. Ale nie chodzi tylko o podatek. Projekt ma być ogłoszony za kilka dni, ale już wiadomo, że powstanie „strategiczna spółka Narodowy Operator Kopalin Energetycznych (NOKE) " do nadzoru i „Fundusz Węglowodorowy (FW)", który będzie „wspierał solidarność wielopokoleniową" inwestując przychody z wydobycia ropy i gazu w „edukację, szkolnictwo wyższe, naukę oraz badania i rozwój". A ja pamiętam jak w latach 90. trwały boje o likwidację różnych funduszy parabudżetowych. Przetrzymały i w tym stuleciu mnożą się jak króliki. Ciekawe ilu nowych urzędników i prezesów pożywi się w NOKE i FW.