Emisja obligacji cieszy się sporym powodzeniem. Z danych Fitch Polska wynika, że w ubiegłym roku firmy, banki i samorządy pozyskały rekordowe finansowe poprzez emisje papierów dłużnych – było to prawie 30 mld zł. Np. energetyczny Tauron wyemitował wówczas papiery za 3,3 mld zł (wcześniej też za ponad 1 mld zł), a teraz informuje o zwiększeniu programu emisji o kolejne prawie 3 mld zł. Program na 4 mld zł podpisała Enea. KHW z kolei mówi o kwocie do 1,05 mld zł. O emisji za ponad 0,6 mld zł poinformowało niedawno krakowskie lotnisko. Ale są i emisje o wiele mniejsze – np. gmina Turek zaplanowała na ten rok papiery za 5,7 mln zł. Przykładów można by wymieniać dużo, dużo więcej. O obligacjach poszczególnych państw nie wspomnę.
Jaką misję ma taka emisja? To chyba jedna z bardziej przyjaznych form pozyskania finansowania. Nie wymaga przecież aż takiego przygotowania, jak np. emisja nowych akcji (w przypadku firm z GPW), dlatego często mówią o niej nawet spółki upublicznione (w górnictwie takiego rozwiązania w przyszłości nie wyklucza np. obecna w WIG20 Jastrzębska Spółka Węglowa). A skoro i przyjaźniejsza i szybsza, to znaczy, że o środki na inwestycje jest w tym momencie łatwiej. Firmy twierdzą też, że takie rozwiązanie jest też tańsze od tradycyjnego kredytu i wygodniejsze w spłacie.
Co dały dotychczasowe emisje obligacji i co dadzą kolejne? Tauron pozyskał pieniądze na przejęcie od Vattenfalla Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego. Enea chce pozyskać środki na wieloletnie inwestycje, podobnie jak KHW (ten spłaci też z tych pieniędzy zaległe zobowiązania) czy gmina Turek. Nie inaczej jest w przypadku krakowskiego lotniska.
Jak długo jeszcze potrwa moda na obligacje? Oczywiście, że tak długo, jak będą znajdowali się chętni do ich objęcia. Dziś jednak nie zanosi się na to, by w tej kwestii miało się coś zmienić.