Dziś społeczeństwo utrzymuje błaznów, którzy produkują się to tu, to tam i też uchodzi im bardzo wiele, choć czasami narażają się na sankcje dyscyplinarne, a nawet sądowe. Właśnie niedawno dwóch takich radiowo-telewizyjnych trefnisiów naraziło się na kłopoty z powodu wulgarnych dowcipów. To niezbyt istotne wydarzenie zwróciło moją uwagę ze względu na jego biznesowy aspekt. Chodzi o etykę biznesu.
Przede wszystkim w myśl powiedzenia „dobry żart tynfa wart" błazeństwo było biznesem i pozostało nim nadal. Poziom etyczny i intelektualny żartów uzależniony był i jest od poziomu etycznego i intelektualnego trefnisia. Etyka biznesu okazała się więc tożsama z etyką uprawiającej go osoby. Stańczyk zasłużył w tym wymiarze na wysoką notę. Na tym jednak kończą się podobieństwa błazeństwa dawnych wieków i współczesnego. Dzisiejsi trefnisie nie są na ogół niezależnymi przedsiębiorcami, tylko są zatrudniani przez firmy medialne, które udostępniają ich występy olbrzymiej niekiedy publiczności. Media swoje przychody i zyski czerpią z opłat reklamodawców, którzy „przy okazji" przekazują swoje treści reklamowe czy promocyjne zauroczonemu audytorium. Większa grupa odbiorców to większa atrakcyjność trefnisia także dla firm zlecających reklamy. Niby proste jak drut, ale jednak skomplikowane. Nie sposób jest bowiem zanegować faktu, że masowe media kształtują swoich odbiorców: ich wzorce, wartości, normy zachowań, poczucie estetyki. Nie tylko więc dostosowują się do upodobań swoich odbiorców, ale także ugruntowują je i rozwijają. Największą popularnością cieszą się ci spośród błaznów, którzy potrafią powiedzieć to, czego inni trefnisie, a nawet sami odbiorcy „wstydzą się jeszcze". Rzeczy przekazywane przez media stają się „modne".
Społeczna odpowiedzialność biznesu polega na świadomości, że działania biznesowe w trwały sposób kształtują jego społeczne otoczenie, i na ocenie tych działań. Praktyka etycznego biznesu polega na ciągłym rozstrzyganiu dylematów pomiędzy maksymalnie efektywnym realizowaniem celów biznesowych a wyznawanym systemem wartości. Chodzi więc o pytanie „jak daleko można się posunąć" w warunkach konkurencji? Jeżeli środowisko biznesowe nie odczuwa takich dylematów i przeważa pogląd, że „business of business is business", wówczas zaczyna się rola społecznie umocowanego regulatora. Chciałoby się, żeby to była ostateczność.
Andrzej K. Koźmiński - prezydent Akademii Leona Koźmińskiego