Amerykański koncern farmaceutyczny GlaxoSmithKline, który w raporcie Transparency International uplasował się na wysokiej pozycji w pierwszej dwudziestce, trafił niedawno na czołówki gazet, gdy okazało się, że musi zapłacić 3 mld dolarów kary za oszustwa i korumpowanie lekarzy.
Bohaterami skandali łapówkarskich było też kilka innych korporacji, których pracownicy co roku przechodzą specjalne szkolenie przypominające o wewnętrznych zasadach etycznych. Często jednak te skandale dotyczyły rynków, gdzie łatwo było o robienie interesów w „mętnej wodzie". Dostęp do raportów finansowych, wykazów firm, które dostały ulgi podatkowe, ogranicza korupcję i tym samym zwiększa zaufanie do biznesu. A z tym nie jest ostatnio najlepiej.
W tegorocznym Trust Barometer, badaniu, które przeprowadza na świecie agencja Edelman, wskaźnik społecznego zaufania do biznesu spadł do poziomu z kryzysowego 2009 r. Firmom ufa teraz niespełna co drugi ankietowany, wśród których byli też przedstawiciele przedsiębiorstw. Co w praktyce oznacza ta rosnąca nieufność? Choćby to, że przekłada się na większe koszty firm, które np. żądają od swych kontrahentów większych przedpłat, i w efekcie narzuca swoisty podatek na nas wszystkich.
Chcąc zdobyć wiarygodność, można inwestować w kampanie budujące wizerunek, przekonując, jacy to jesteśmy uczciwi i wspaniali. Jednak z psychologii wiadomo, że bardziej ufamy tym, których lepiej znamy.