Reklama

Na horyzoncie już widać nowy powód do obaw

Choć amerykańskiej gospodarce nie grozi już klif fiskalny, spory tamtejszych polityków na tematy budżetowe są dalekie od zakończenia.

Publikacja: 03.01.2013 00:05

Na horyzoncie już widać nowy powód do obaw

Foto: Rzeczpospolita

Red

Inwestorzy entuzjastycznie zareagowali na porozumienie amerykańskich polityków, pozwalające USA uniknąć tzw. klifu fiskalnego. Ta radość jest uzasadniona?

Stephen Pope, dyrektor zarządzający Spotlight Ideas: Implikacje braku porozumienia byłyby bardzo poważne. Likwidację wielu ulg podatkowych i cięcie niektórych wydatków publicznych zaczęto łącznie nazywać klifem fiskalnym dlatego, że odessałyby one z amerykańskiej gospodarki 600 mld dol., czyli równowartość 5 proc. PKB. Niemal z pewnością doprowadziłoby to do nawrotu recesji, skoro ostatnio amerykański PKB rósł w tempie około 2 proc. rocznie. W tym świetle radość inwestorów nie dziwi. Problem w tym, że porozumienie nie kończy negocjacji w sprawach budżetowych. W poniedziałek dług publiczny USA osiągnął ustawowy limit. Kongres w ciągu dwóch miesięcy musi go podwyższyć albo Waszyngtonowi zagrozi niewypłacalność. Ale republikanie nie zgodzą się na bezwarunkowe podwyższenie limitu zadłużenia. Będą domagali się cięć niektórych wydatków. A przecież zagrożenie klifem fiskalnym było w dużej mierze właśnie efektem warunków, na jakich limit podwyższono w sierpniu 2011 r. Za jakiś czas problem może więc powrócić.

Dlaczego amerykańskim politykom tak trudno dogadać się w sprawach budżetowych?

Od rządów Billa Clintona Partia Republikańska zaczęła przesuwać się bardziej na prawo. Gdy w 2009 r. do władzy doszedł Barack Obama, co bardziej radykalni republikanie zaczęli robić wszystko, aby utrudnić mu rządy i odzyskać Biały Dom w wyborach w 2012 r. To dlatego problemu fiskalnego klifu nie dało się rozwiązać przed tymi wyborami, choć przecież było o nim wiadomo od półtora roku. Politycy poszli na kompromis dopiero wtedy, gdy USA były nad przepaścią i żadna partia nie chciała, aby to ją obarczano odpowiedzialnością za gospodarczą katastrofę. W sprawie podwyższenia limitu zadłużenia decyzje też zapewne zapadną w ostatniej chwili i też będą pewnie miały charakter tymczasowy. Amerykanie, podobnie jak Europejczycy, są mistrzami w kopaniu puszki w dół drogi.

Na razie klifu udało się uniknąć, ale na mocy porozumienia polityków niektóre podatki jednak wzrosną. Jaki to będzie miało wpływ na amerykańską gospodarkę?

Reklama
Reklama

Trudno to jednoznacznie oszacować. Z jednej strony dla amerykańskiej gospodarki złe są rozwiązania, które uszczuplają dochody do dyspozycji amerykańskiej klasy średniej. Taki efekt będzie miał wzrost podatku od wynagrodzeń, który w czasie kryzysu został obniżony. Z drugiej strony, dzięki temu w najbliższym czasie nie będą potrzebne cięcia wydatków publicznych, które być może byłyby bardziej dotkliwe dla gospodarki. Ale na dłuższą metę Waszyngton i tak będzie musiał ograniczyć niektóre wydatki, aby obniżyć deficyt budżetowy. Spory fiskalne w USA są więc dalekie od zakończenia.

Inwestorzy entuzjastycznie zareagowali na porozumienie amerykańskich polityków, pozwalające USA uniknąć tzw. klifu fiskalnego. Ta radość jest uzasadniona?

Stephen Pope, dyrektor zarządzający Spotlight Ideas: Implikacje braku porozumienia byłyby bardzo poważne. Likwidację wielu ulg podatkowych i cięcie niektórych wydatków publicznych zaczęto łącznie nazywać klifem fiskalnym dlatego, że odessałyby one z amerykańskiej gospodarki 600 mld dol., czyli równowartość 5 proc. PKB. Niemal z pewnością doprowadziłoby to do nawrotu recesji, skoro ostatnio amerykański PKB rósł w tempie około 2 proc. rocznie. W tym świetle radość inwestorów nie dziwi. Problem w tym, że porozumienie nie kończy negocjacji w sprawach budżetowych. W poniedziałek dług publiczny USA osiągnął ustawowy limit. Kongres w ciągu dwóch miesięcy musi go podwyższyć albo Waszyngtonowi zagrozi niewypłacalność. Ale republikanie nie zgodzą się na bezwarunkowe podwyższenie limitu zadłużenia. Będą domagali się cięć niektórych wydatków. A przecież zagrożenie klifem fiskalnym było w dużej mierze właśnie efektem warunków, na jakich limit podwyższono w sierpniu 2011 r. Za jakiś czas problem może więc powrócić.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
André Mierzwa: Jak Francja leczy swoją służbę zdrowia
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Zwycięstwo na punkty
Opinie Ekonomiczne
Marek Kutarba: Czołgi K2: sukces po długich negocjacjach?
Opinie Ekonomiczne
Kolejnej szansy nie będzie. Jak Polska przespała prezydencję w Unii
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Karuzela z prezesami zwolniła. Na chwilę?
Reklama
Reklama