Co to jest za kraj? Nie ma własnej marki samochodu, a ponad 90 proc. produkowanych tam aut jest eksportowanych. Jest znany z dobrze wykwalifikowanej siły roboczej i szuka motoryzacyjnych inwestycji w kryzysie. Polska? Nie, to Hiszpania. Bo w odróżnieniu od Polski te inwestycje znajduje.
Rekordowe, bo sięgające w niektórych regionach 50 procentowe bezrobocie drastycznie zmieniło podejście Hiszpanów do rynku pracy. Wprawdzie związki zawodowe domagają się złagodzenia rygorów reform gospodarczych i podwyżek płac - bo taka jest ich rola, ale odbywa się to w znacznie mniej gwałtowny sposób, niż w innych krajach pogrążonych w kryzysie, bądź nim zagrożonych.
I okazuje się,że hiszpański rynek pracy staje się powoli najbardziej atrakcyjny w Europie. W kraju o wysokiej i rosnącej wydajności zadeklarowano inwestycje w motoryzacji za 2,64 mld dolarów. Jednocześnie obecni tam producenci, w tym także Opel zadeklarowały, że powstrzymają się od zwolnień grupowych. Zresztą nawet w czasie obecnego kryzysu zwolnienia w motoryzacji sięgnęły tam 9 proc zatrudnionych, podczas gdy w całej hiszpańskiej gospodarce było to 21 proc. — Nie chcę nikogo pouczać, ale w tak trudnych czasach znacznie lepiej jest zgodzić się na bardziej elastyczny styl pracy i pójść na ugodę płacową - radzi europejskim kolegom z branży Manuel Garcia Salgado,szef związkowców branży motoryzacyjnej w Union General de Trabajadores.
Mimo kryzysu w Europie w Hiszpanii chcą produkować więcej między innymi Ford i Renault,które gdzie indziej tną zatrudnienie bądź wręcz zamykają fabryki. Teraz szefowie wielkich firm motoryzacyjnych zgodnie przyznają,że w Hiszpania miała swój najtrudniejszy okres w latach 2000-2007,kiedy gospodarkę napędzał boom na rynku nieruchomości. Wszystko wtedy było podporządkowane branży budowlanej, wydajność spadała. Rok 2008 przyniósł otrzeźwienie. Od tego czasu jednostkowe koszty pracy w przemyśle spadły o 4 proc. A według Eurostatu godzina pracy Hiszpana kosztuje 20,60 euro, Niemca - 30,10 euro a Francuza aż 34,20 euro. Według najnowszych prognoz w sytuacji,kiedy europejski rynek motoryzacyjny zmniejszy się w tym roku być może nawet i o 7 procent, po podobnym spadku w 2012.Hiszpańska produkcja aut będzie większa o 11 proc i wyniesie 2,2 mln. Dla porównania - w Polsce jeśli sięgnie pół miliona, to będzie dobrze.
Bo okazuje się,że w tym kryzysie niesłychanie wzrosła konkurencyjność Hiszpanii. Dokładnie to,czego potrzebuje kraj pogrążony w kryzysie,bądź też zagrożony gospodarczym spowolnieniem. W odzyskiwaniu prawdziwej konkurencyjności Hiszpanii pomaga również fakt,że nie może zdewaluować waluty, bo decyzje dotyczące polityki pieniężnej podejmowane są nie w Madrycie, ale we Frankfurcie. Nagle jednak okazuje się,że deficyt handlowy zmniejszył się w ubiegłym roku prawie o jedną trzecią. To prawda: część tego spadku wynika z mniejszego importu, bo spada popyt,ale rośnie i eksport. W tym roku różnica między eksportem a importem wyniesie ok 30 mld euro, czyli najmniej od 1972 roku.