Wiele wyzwań, z którymi zmaga się polska gospodarka, jest albo niezależnych od nas albo ma charakter głęboko strukturalnych rys. Do pierwszej grupy należy oczywiście kryzys w strefie euro, a do drugiej można zaliczyć takie zjawiska jak niska innowacyjność, nieprzejrzysty system podatkowy, niska efektywność wydatków publicznych, czy mało wydolny system sądownictwa.
Jest jednak jeden problem, krótkookresowy, z którym relatywnie łatwiej można sobie poradzić: słaby popyt. Polska gospodarka potrzebowałaby nieco luźniejszej polityki makroekonomicznej i wtedy łatwiej byłoby rozmawiać o trwałych wyzwaniach. Czyli powinniśmy mieć albo nisze stopy procentowe (pomimo ostatnich ich obniżek) albo ograniczyć proces oszczędności fiskalnych. Wówczas szybciej wyszlibyśmy z dołka. Nie boję się zarzutów, że to remedium przesłaniające prawdziwe wyzwania: o trwałych problemach gospodarki pisałem wystarczająco często.
Ostatnio ukazało się kilka ciekawych analiz, które pokazują dość wymownie, że Polska cierpi na ubytek popytu wewnętrznego. Komisja Europejska w swojej lutowej analizie szacuje, że w tym roku tzw. luka popytowa w Polsce wyniesie aż minus 3,3 proc. potencjalnego PKB! Najwięcej od początku transformacji. Narodowy Bank Polski jest bardziej ostrożny i szacuje, w marcowej projekcji inflacji, że luka ta wyniesie ok. minus 1,6 proc. w tym roku i niemal minus 2 proc. w 2014 r. I to bym przyjął za bardziej wiarygodny szacunek. Oznacza to, iż mamy produkt istotnie niższy niż moglibyśmy mieć, gdybyśmy w pełni wykorzystali nasze nawet skromne zasoby pracy i kapitału. W języku ekonomii oznacza to sygnał: uwaga, uwaga, popyt jest za słaby!
Oprócz tych szacunków jest kilka innych sygnałów, które wskazują na ten sam problem: niski wzrost płac, gwałtowny spadek inflacji konsumenckiej, deflacja cen producentów, dość nienaturalna jak na Polskę nadwyżka handlowa.
Zarządzający gospodarką dostrzegają problem, ale nie do końca zgadzają się co do remedium. Prezes NBP Marek Belka uważa, że należałoby zatrzymać proces oszczędności budżetowych. To jednak może zmniejszyć szanse na podniesienie ratingu Polski, a wyższy rating w czasach globalnej niepewności miałby dla nas duże znaczenie. Minister Jacek Rostowski uważa z kolei, że niższe powinny być stopy procentowe, nawet mimo ostatnich obniżek o 1,5 pkt proc. Jednak stopy nie powinny być za niskie. Pole manewru nie jest zatem duże.