Ostatnio zajrzałem do założeń budżetu na 2014 rok, a kilka dni temu przeczytałem wypowiedź członka zarządu NBP, dlaczego złoty jest słaby. I finanse, i bank centralny, wyraźnie piszą lub mówią, że winien jest świat, dekoniunktura, Bernanke, inwestorzy, kryzys etc. etc. Owszem, w pewnej części tak. Ale...
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że od 3 lat gospodarka światowa rozwija się całkiem przyzwoicie. Nie tylko Azja i Afryka, także gospodarka amerykańska i nawet część europejskiej trzyma się na powierzchni. Eurostrefę w dół ciągnie południe, trochę Francja i Holandia. Jaki wpływ ma południe Europy na polski rozwój? Pewnie niezerowy, ale nie znalazłem dotychczas żadnej pracy naukowej, która by objaśniała spadek tempa wzrostu PKB w Polsce w latach 2012-2013 recesją w Europie.
Przyczyna jest bowiem w znacznej mierze inna – rozrzutna polityka fiskalna w latach 2009-2011, z której trzeba się teraz wycofywać. Minister Jacek Rostowski wygrał wybory dla Platformy w 2011 roku za pomocą zielonej wyspy i szalonego deficytu finansów publicznych. Dziś dołuje Platformę powoli zaciskając pasa, nie dlatego, że lubi, lecz dlatego, że musi. Jednak metody dokładają dodatkowe problemy, np. najnowsze próby manipulacji ograniczeniami prawnymi w finansach publicznych (progami). Albo poszukiwanie sposobu załatania dziury w finansach konfiskatą środków OFE. Tyle napisano o tym, że nie ma co się powtarzać. Instytucje finansowe są pamiętliwe. 32 lata temu Polska zbankrutowała, a Czechy nie, więc być może i z tego powodu od każdego pożyczonego euro płacimy odsetki o 2 punkty procentowe wyższe niż sąsiedzi z południa. Z rządem niestroniącym od kantów też można robić interesy. Tylko, że to kosztuje premię za ryzyko. Tę premię płaci zawsze konsument, obywatel, podatnik.
Ale nie tylko finanse publiczne sprawiają, że Polska rozwija się coraz wolniej. Wzrost gospodarczy siada, ale trudno, żeby nie siadał w kraju znajdującym się nadal na odległych pozycjach we wszystkich rankingach wolności gospodarczej i konkurencyjności oraz z redystrybucją grubo powyżej 40 procent PKB, mimo niskiego poziomu rozwoju. W którym próbuje się udowodnić, że wielkie państwowe firmy mogą być równie sprawne jak prywatne, choć wiadomo, że to niemożliwe (LOT, górnictwo, PKP itd.), a skala dopłat lub utraconych korzyści to co roku miliardy złotych. W kraju , w którym do unijnej biurokracji dokładamy własne przepisy na szczeblu centralnym i samorządowym. I panuje równocześnie wielka niepewność regulacyjna (gaz łupkowy, energetyka, zamówienia publiczne, podatki – to tylko wybrane obszary). A co gorsza do tego dochodzi perspektywa zmiany władzy. Opozycja zaś, która ma przejąć władzę, reprezentuje ten sam etatystyczny (postsocjalistyczny) sposób myślenia, tylko niektóre pomysły ma jeszcze głupsze.
To wszystko na pewno nie zależy od świata. Nie da się zrobić z niego chłopca do bicia.