Nie jestem tylko pewien, czy proponowane przez rząd rozwiązania są prawnie dopuszczalne i czy spór nie jest tym samym bezprzedmiotowy.

Załóżmy jednak, że są zgodne z prawem. Jeżeli tak, to logika tych propozycji jest dość czytelna: obniżmy, przynajmniej czasowo, poziom zadłużenia państwa jak najmniejszym kosztem politycznym. Opinia publiczna jest zdezorientowana, znaczna jej część popiera propozycje rządu, których skutki dadzą o sobie znać z opóźnieniem, a zatem nie dotyczą obecnie rządzących. Podobna logika leży u podstaw zawieszenia, czy eliminacji progów ostrożnościowych wysokości długu publicznego. To posunięcie zmierza do uniknięcia drastycznych oszczędności, które mogłyby zagrozić gasnącemu wzrostowi gospodarczemu, w efekcie spowodować niezadowolenie społeczne i przyśpieszyć spadek popularności rządzącej koalicji. Takie rozumowanie jest także logicznie, ekonomicznie i politycznie uzasadnione. Przynajmniej w krótkim okresie. W jakich szczegółach obu tych posunięć tkwi więc przysłowiowy „diabeł", którego zatruty oddech każe wielu bezstronnym obserwatorom, a nawet zwolennikom obecnie rządzących, sprzeciwiać się takiemu postępowaniu?

Oba proponowane rozwiązania przypominają „quick fix", a więc działanie analogiczne do tego, kiedy narkomani poszukują natychmiastowej dawki bez wysiłku i bez ryzyka. Kłopot polega na tym, że to, po pierwsze, silnie uzależnia: po jednej dawce trzeba sięgać po następne, a po drugie, nałóg uruchamia ciągi zachowań, które są zaraźliwe: jedni narkomani naśladują innych. Precedens ustanowiony przez jedną ekipę rządzącą będzie więc niemal na pewno naśladowany przez następne, które będą poszukiwać kolejnych rozwiązań „quick fix".

Zastanówmy się, jakie mogą być te kolejne politycznie bezpieczne, lub przynajmniej neutralne, sposoby zasypywania dziury budżetowej. Nie ma bowiem wątpliwości, że będzie ona nieuchronnie rosła wobec braku skomplikowanych, bolesnych i politycznie ryzykownych reform. Mogą to być rezerwy NBP, po które już kilkakrotnie próbowano wyciągać łapę. A kiedy i to nie wystarczy, to zapewne depozyty bankowe obywateli, może najpierw tych bogatych, jak na Cyprze... A dalej? Dalej to już trzeba sięgnąć do zakurzonych podręczników ekonomii politycznej socjalizmu. Mam je jeszcze, w razie czego służę.