Łukoil od dawna nie przypomina innych rosyjskich gigantów surowcowych. Śmiało inwestuje za granicą, nawet w nielubianej przez rosyjski biznes Polsce; jest jedynym wśród wielkich w Rosji, którego większość akcji ma mniejszość; prezes Wagit Alekpierow, choć posiada ponad 20 proc. koncernu, nie epatuje bogactwem; nie kupuje klubów zagranicznych kopaczy piłki; nie bawi się w polityka. W kryzysie kupował i to za własne pieniądze, akcje Łukoil, by udowodnić innym, że w nie wierzy.
Teraz Łukoil połączył siły z Carrefour Polska i tworzy w naszym kraju nowy rodzaj oferty. Jest to stacja paliw ze sklepem, w którym nie tylko można kupić płyn do odmrażania zamków w autach czy zjeść hot doga, ale też zrobić normalne sklepowe zakupy: świeże warzywa, pieczywo, owoce, nabiał, wędliny. Do tego napoje i inne towary w zgrzewkach, które mając auto pod sklepem łatwo załadować.
Jest to więc połączenie sklepu osiedlowego z paletowym dyskontem i stacją benzynową. Do tego czynne całą dobę. Zastanawiam się, jakie w takim konglomeracie obowiązują ceny? W dyskontach - wiadomo, są niższe; ale w sklepach na stacjach paliw ceny są dużo wyższe aniżeli w osiedlowych sklepach. I zawsze się zastanawiałam, dlaczego znajdują się tacy, którzy przy okazji zatankowania auta, kupują droższy sok, piwo, czekoladę czy lody.
Bo są pod ręką, więc machamy tą ręką na złotego różnicy i kupujemy. Widocznie tak to działa i Łukoil z Carrefurem postanowili takie myślenie wykorzystać. Sklepów mają już 22 w Polsce i zapowiada się, że będzie więcej. A to nowe miejsca pracy i nowe wyzwanie rzucone konkurencji.
Nie byłam jeszcze na takiej stacji-sklepie więc nie wiem czy nabiał jest tam rzeczywiście świeży, a warzywa i owoce z polskich ogrodów i sadów. Jak smakują i czy warto je kupować, ocenią i zweryfikują klienci.